Szukaj na tym blogu

2

Skomercjalizować... wszystko

wtorek, października 21, 2008

Niespecjalnie chce mi się zgłębiać różnic pomiędzy prywatyzacją i komercjalizacją. Pojmuję to jak przeciętny zjadacz "Faktów" TVNu czy "Dziennika", przepraszam, "Wiadomości" TVP. Robię to może z lenistwa, a może po prostu wydaje mi się, że kiedy leczeniem ma kierować "niewidzialna ręka rynku", to obawiam się, że w przyszłości może mnie operować równie niewidzialna, a jednocześnie nieistniejąca, ręka chirurga. Bo albo poszedł do pracy do lepszego szpitala, albo wyjechał za granicę, bo spółka, która przejęła szpital okazała się nierentowna i "poszła z torbami".

Niespecjalnie cieszą mnie poprawki SLD- budynki pozostaną publiczne i będą spółkom dzierżawione. Momentami to się nawet szeroko uśmiecham, na myśl o lewicy, która za sukces uważa obronę publiczności budynków, a już nie bardzo walczy o to, by służba zdrowia była publiczna. Bo, oczywiście, może będzie przy spółkach sprawniej, szybciej, ale jednocześnie biznes to biznes. Spółki, w których leczenie będzie finansowane przez państwo, będą liczyć każdą złotówkę. System ochrony zdrowia, którego celem jest zysk i który nie jest własnością nas wszystkich, nie tylko w rozumieniu budynków, to system, w którym może się okazać, powolutku, krok po kroczku, że ten zabieg to jednak za drogo, tamten podrożał, a właściwie to budynki też można firmom oddać. A oddanie publicznej własności doprowadza do furii wiele osób, które w socjalizmie harowały jak woły, po to tylko, by teraz zobaczyć, że pracowali przez lata dla zysku prywatnych osób (ujęła mnie wypowiedź starszego pacjenta, obejrzana dzisiaj w TVN24).

Jestem naiwny. Chowany w socjalizmie byłem przyzwyczajony, że ośrodek zdrowia jest niedaleko, lekarz ma obowiązek mnie leczyć, a celem istnienia służby zdrowia jest pomoc społeczeństwu. Trudno pogodzić się z nawykami, dlatego nie mogę pojąć, jak służba zamienia się w biznes. Pacjent to klient. Klienta nie stać, klient nie otrzymuje usługi. Tu przerysowuję, bo pewnie po zmianie proponowanej przez PO zostaniemy na podobnym "poziomie" usług, co obecnie (państwo nadal będzie płacić).

Przypominam sobie, że czytałem kiedyś tekst ekonomisty polskiego pochodzenia, Brazylijczyka, który pracuje chyba obecnie na UW, do tego zięcia Paulo Freire, który pisał, że kiedy pierwszy raz przyjechał do Polski, chyba w latach sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych, nie mógł uwierzyć, że na każdym dużym osiedlu w mieście jest ośrodek zdrowia i nie ma problemu z dostaniem się do lekarza. Komunistycznej wierchuszki nienawidzę, ale staram się trzeźwo myśleć i powszechny dostęp do opieki medycznej, bez względu na grubość portfela, traktuję jako cywilizacyjne osiągnięcie, zdobycz. W przeciwieństwie do szefa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, który nie tylko krzyczy o konieczności prywatyzacji, bo prywatni właściciele statystycznie lepiej zarządzają (zatem kiedyś: leczenie pacjentów, dzisiaj: zarządzanie firmą) niż państwo. Ale to nie koniec- wyraźnie mówi o konieczności konkurowania szpitali między sobą, konieczności upadania słabych, argumentując, że inaczej padać będą dobre szpitale, z braku klientów- pacjentów.

I rozwiązanie szefa OZZL jest wspaniałe! Jak niektórzy chcieli rozdawać bon edukacyjny, tak teraz przebija się wizja bonu zdrowotnego. Masz tu siedem złotych rocznie na badania (prawdziwe- z wywieszki w ośrodku zdrowia), idź do dowolnego zakładu opieki zdrowotnej. Ludzie głupi nie są, w przeciwieństwie do tego, co mówił Kurski, pójdą tam, gdzie nawet małe pieniądze wykorzystają najlepiej.

I będzie cudownie- zamiast sieci szpitali i ośrodków zdrowia zostanie kilka prężnych, najlepszych ośrodków! Podobnie zrobimy ze szkołami, zostawi się kilka uniwersytetów, które utoną w morzu prywatnych, kiepskich szkół, tak jak publiczne szpitale w morzu płatnych i kiepskich ośrodków zdrowia. I będzie jasne- najlepsi do szkół państwowych, reszta niech sobie zarobi. Niech najlepsze jednostki Naszego Narodu kształcą się i leczą. Reszta jakoś sobie poradzi, prawda? Skoro tyle osób jest w stanie płacić za usługi weterynarza, dentysty i uczęszczać do prywatnej szkoły wyższej...

(Chyba) zostałem populistą. Tytuł z inspiracji Marcina Świetlickiego a propos delegalizacji wszystkiego. Kto wie, może faktycznie warto, a na początek w ramach delegalizacji- komercjalizacji, proponuję sprzedać gmach Sejmu, a zamiast posłów zatrudnić dziesięć razy mniejszą spółkę. Policję rozwiązać i zatrudnić ochroniarzy na umowę zlecenie.

Creative Commons License
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

2 Responses to "Skomercjalizować... wszystko"

Unknown Says:

W tle mamy zażartą walkę korporacji farmaceutycznych. Tu pacjent jest tylko li - i niczym więcej - jak klientem.
Zysk jest najważniejszy. Komercjalizacja szpitali to raczej konsekwencja komercjalizacji całego społeczneg kontekstu, w jakim finkcjonuje służba zdrowia.

GDS Says:

Niestety, jah, masz rację. Ale od walki nie da się uciec i może warto, by trzecim graczem zostało społeczeństwo. Bo, rozpatrując wszystko w kategoriach biznesowych, w naszym interesie jest płacić za ochronę (usługę?) zdrowia jak najmniej. I może faktycznie w krótkim okresie udałoby się zmniejszyć koszty w przypadku prywatyzacji, ale na dłuższą metę, wyzbycie się infrastruktury medycznej może nas zaprowadzić na skraj przepaści.