Szukaj na tym blogu

1 komentarze

Studiówkowo, maturalnie, pesymistycznie

niedziela, stycznia 18, 2009

Odzwyczaiłem już stałych czytelników, których i tak niewielu zaglądało do HIPERbLOGa, od czytania moich przemyśleń. Ale kiedy doba robi się za krótka, siedem godzin snu to totalna rozpusta, a praca (a raczej prace) nie pozwalają na realizację wszystkich twórczych pomysłów, nie ma się co dziwić. Ale wcale nie oczekuję od byłych, obecnych i (właśnie!) przyszłych czytelników zdziwienia. Oczekuję, że raz w tygodniu w okolicach sobotnio - niedzielnych zajrzycie na moją stronę. Bo zamierzam z niemal zegarkową punktualnością dorzucać nowe treści.

Odzwyczaiłem już stałych czytelników, których i tak niewielu zaglądało do HIPERbLOGa, od czytania moich przemyśleń. Ale kiedy doba robi się za krótka, siedem godzin snu to totalna rozpusta, a praca (a raczej prace) nie pozwalają na realizację wszystkich twórczych pomysłów, nie ma się co dziwić. Ale wcale nie oczekuję od byłych, obecnych i (właśnie!) przyszłych czytelników zdziwienia. Oczekuję, że raz w tygodniu w okolicach sobotnio - niedzielnych zajrzycie na moją stronę. Bo zamierzam z niemal zegarkową punktualnością dorzucać nowe treści.

Dzisiaj, a może wczoraj, bo nadmiar informacji sprawia, że nieco zatraciłem umiejętność ich czasowej lokalizacji, oglądałem krótki materiał o tegorocznych studniówkach. Nie była to reprezentacja wszystkich studniówek, raczej wyciąganie ogólnych wniosków na podstawie małej liczby danych, ale nie odbierałem materiału jako adept nauki, raczej jako adept refleksji i reportażyk wydał mi się interesujący.

Otóż na studniówkę wydaje się obecnie podobno w okolicach dwóch tysięcy złotych na osobę. Bo i garnitur trzeba nabyć i fryzurę ułożyć, opalanie natryskowe kosztuje, a limuzyna, którą podjeżdża się z przyjaciółmi do wynajętego na bal pałacu, to przecież "oczywista oczywistość".

Bale, jak pokazano w materiale, nie są już, jak to miało miejsce zaledwie dekadę temu (a niecałą dekadę temu dane mi było studniówkować), imprezami na szkolnym holu z wystrojem z balonów. Projektanci wnętrz oferują swoje pomysły. A mnie dziennikarskie uświadomienie z rzeczonego materiału, że jestem studniówkowiczem sprzed dekady skłoniło do zastanowienia się, czy rzeczywiście jest dzisiaj co świętować?

Studniówka, niegdyś pierwszy oficjalny dzień odliczanki do dorosłości, w moim czasie sygnał nadchodzącego końca szkoły średniej i znak, że zaczyna się studencka dorosłość, obecnie jest, no właśnie, trudno powiedzieć czym. Czy to sto dni przed "obiektywnym" i jednocześnie mechanicznym sprawdzianem, którego wynik prowadzi nas lub nie na wymarzone studia? Czy to sto dni przed ... na pewno nie pierwszym poważnym egzaminem? Bo byli gimnazjaliści mają za sobą już dawniejsze testy selekcyjne.

Zastanawiam się, czym jest obecnie matura. Czy nadal to pierwszy poważny krok w stronę dorosłości, czy może raczej pierwszy poważny wydatek dla rodziców, pierwsze zaznaczenie, że ci, którzy mają więcej pieniędzy, mogą pokazać się w "pełnej krasie", wygrać wyścig z "gorszymi" i wyraźnie dać do zrozumienia, że biedniejsi muszą podporządkować się i dorównać do poziomu wydolnych finansowo, albo uznać ich wyższość, zdając na gorszy, a przynajmniej nie "trendy" ubiór, zwykłą furę"starych" lub taksówkę zamiast limuzyny.

Czarno to widzę i pewnie wysysam z palca. Bo snuję ciemną wizję beznadziejnej imprezy szkolącej w bezmyślnym pożeraniu wrażeń, bazując jedynie na redaktorskiej kreacji, przyuważonej w telewizyjnym błysku. Nie krytykuję również chęci zabawy nieco młodszych ode mnie, bo studniówka była, pomimo późniejszych doświadczeń, których mi nie brakowało, jednak jedną z najbardziej szalonych (a może również bezmyślnych, choć miło wspominanych) imprez w moim coraz szybciej dobiegającym magicznej i symbolicznej "trzydziestki" życiu.

Wróćmy jednak do matury, bo studniówkę traktuję jako pretekst, który nie funkcjonowałby, gdyby nie odbywał się "egzamin dojrzałości". Czy matura jest dzisiaj naprawdę potrzebna? Kiedy pomyślę o tym, że pasjonaci niektórych obszarów wiedzy, ludzie o ogromnym potencjalne i predyspozycjach, nie dostają się na wymarzone studia, ponieważ egzamin maturalny nie poszedł im bardzo dobrze, zaczynam się denerwować. Kiedy zdaję sobie sprawę, że egzamin jest mechaniczny, sprawdzający nie uwzględniają odpowiedzi, których nie ma w przygotowanym wcześniej kluczu, zastanawiam się, co społeczeństwu daje obecnie matura.

Czy matura jest tylko batem na uczniów, tak by pilnie uczyli się przedmiotów, którymi się nie interesują? Czy jednocześnie jest to wymówka dla nauczycieli - nie musimy uczyć was tego, co was interesuje, nie musimy was w ogóle zainteresować tematem, możemy to robić w tak nudny i beznadziejny sposób, w jaki tylko zechcemy, ponieważ egzamin nie ma nic wspólnego z zainteresowaniami, uczymy was "pod test", którego wynik będzie niemal nieodwracalną decyzją.

Przy dzisiejszej maturze zupełnie nie ma znaczenia, czy po roku od skończenia szkoły średniej zostaniecie znawcami nowej dziedziny i zechcecie zmienić profil zainteresowań i jednocześnie kierunek studiów. Klamka zapada raz, otwierają się tylko określone egzaminem drzwi i jesteście na drodze bez odwrotu.

Jako pedagog z wykształcenia i z zawodu, nie mogę się pogodzić z myślą, że w dzisiejszych czasach nie jest istotna prawdziwa wiedza, umiejętność jej używania, predyspozycje i upór. Liczy się tylko procentowy wynik. Taka matura jest nam, moim zdaniem, zupełnie zbędna. Spieranie się o to, czy obowiązkowa matematyka to dobry wybór, czy uczniowie mają opanować trzydzieści lektur w całości czy dwadzieścia we fragmentach, to naprawdę nie ma znaczenia. Bo w liczbach, wykazach i spisach jedynie dobrych odpowiedzi gubimy prawdziwy sens uczenia się, a jednocześnie uczymy młodych ludzi, że liczą się słupki, pasowanie do wzorca i że nie ma możliwości poprawy, jednocześnie zniechęcając do uczenia się z pasją, dla własnej przyjemności, która mogłaby się o wiele lepiej przełożyć na pozytywne skutki dla całego społeczeństwa.

Kończę jak zwykle przydługi i nieskładny wywód. Pewnie za mało przykładałem się do logiki, ale wiem, że gdy zechcę mogę to nadrobić, bo udało mi się przebrnąć przez całą szkolną maszynkę do mielenia uczniowskiego mięsa (z ust pedagoga brzmi niezręcznie?). Zacząłem od studniówki, bo gdyby nie było matury, nie byłoby również tradycji, która obecnie przeradza się w swoje krzywe odbicie i podobnie jak maturalny wyścig słupków zamienia się w ranking bycia na topie. Mnie taki sposób wkraczania w dorosłość przeraża i obawiam się jego negatywnych skutków. A przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by w razie braku matury wyruszyć na bal absolwenta...

Creative Commons License
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska.

1 Responses:

Anonimowy Says:

studniówkowo ,optymistycznie

Panna już ubrana, fryzjer był, furą ojciec wiezie roześmianą parę na oczekiwaną od dawna imprezę. Wpadnie po nich jak po niego zadzwonią. Nazajurz trafia na angielski do mnie: Zgadzasz się że Medium is the Message? pyta. Nie wiem, ale uśmiech nieśmiało pojawia się w kąciku. Tylko po co ci ta szkoła co rozum amputuje czy coś tam imputuje - nie wiem jak to było.