Całkiem niedawno Microsoft ogłosił przygotowanie wtyczki do pakietu Office, pozwalającej na opublikowanie plików na licencji Creative Commons. Było to spore zaskoczenie dla wojowników o wolną kulturę. Szef CC skomentował to, mówiąc, że Office będzie dzięki temu bardziej wartościowy i przysłuży się idei. Nie jestem co do tego pewien i nie zgadzam się z Lessigiem. Wkraczanie Microsoftu na teren, z którym nieustannie walczy, tyle że na programistycznym polu, może być tylko próbą ogłupienia nas wszystkich. Jest to próba oszustwa- wilki w owczych skórach- Microsoft chce w ten sposób pokazać, że wspiera wolną kulturę, pozwalając twórcom publikować zgodnie z własnym uznaniem na licencji CC lub nie, MS chce również odróżnić wolną kulturę od wolnego oprogramowania, przekonując, że są to różne kwestie i nie trzeba korzystać z wolnego oprogramowania, by wspierac wolną kulturę. Promowanie wolnych licencji (choć nie wszystkie licencje CC są równie wolne, ale to inny wątek) przez korporację, która nie pozwala użytkownikom własnego oprogramowania na swobodę modyfikacji i dzielenia się, to absurd. Ewentualne przekonywanie mnie, że wtyczka CC do Office'a może być rodzajem konia trojańskiego, nie przyniosłoby skutku, bo to nie to samo, co promowanie Openoffice'a na Windows.
Nie pierwsza to i zapewne nie ostatnia inicjatywa MS lub osób z nim związanych, mająca na celu zamazanie obrazu rzeczywistości, tak by nie można było jednoznacznie określić, kto wspiera wolną kulturę, a kto nie, kto popiera otwarte projekty i wymianę wiedzy, a kto stawia tylko na zamknięcie. Niedawno Bill Gates wraz z żoną, ogłosili, że każdy naukowiec, który będzie chciał otrzymać grant od ich fundacji na badania nad HIV/ AIDS, będzie musiał zgodzić się na udostępnienie wyników swoich badań i dzielenie się nimi z innymi naukowcami. Gatesowie są oburzeni, że przez ostatnie dwadzieścia lat wyniki badań były często niedostępne, zapewne przez chęć uzyskania patentów na efekty badań, a tylko otwarty dostęp do wiedzy, jeszcze przed publikacjami w czasopismach może przyspieszyć prace i przyczynić się do wzrostu konkurencyjności (!). Wymóg Gatesów odnośnie naukowców jest decyzją może nie szlachetną, ale prawidłową. Przy czym nie wiadomo jak rozumieć konieczność udostępniania wyników- czy będzie to konieczność udostępnienia ich Gatesom, a oni udostępnią je innym wspieranym przez własną fundację (to byłby kolejny monopol pod pozorem otwartości), czy też wyniki będą publicznie dostępne, np. na zasadach Open Access. Żałuję tylko, że Bill nie rozumie, albo udaje idiotę, że dzielenie się kodem oprogramowania to identyczna działalność, jak dzielenie się informacjami z innych dziedzin nauki. Wszak informatyka nie jest z tej samej bajki co różdżkarstwo i numerologia.
Jak widzicie jestem zaniepokojony. Podobnie fałszywe jest dodawanie pakietów zamkniętego oprogramowania do dystrybucji GNU/ Linuksa. Oczywiście nie chodzi mi o wszystkie zamknięte programy. Niestety, bez niektórych, jak np. niektóre kodeki, java lub flash player, byłoby w chwili obecnej nieco trudniej i mam nadzieję, że pojawi się niebawem jak najwięcej wolnych odpowiedników. Ale korzystanie z Acrobat Reader na GNU/ Linuksie, przy dziesiątkach odpowiedników to lekka przesada, nie wspominając traktowania GNU/Linuksa jako platformy dla prawie samych zamkniętych programów. Nie będę tego wątku rozwijał. Kilka tekstów na temat korzystania z wolnego i własnościowego oprogramowania jednocześnie, znajdziecie w trzecim numerze "Free Software Magazine", który można bezpłatnie w formie pdf ściągnąć ze strony pisma.
Wolna kultura tworzona przy pomocy zamkniętego oprogramowania to kultura pozornie wolna, pół-wolna, kultura na nieco dłuższym łańcuchu. Dlatego mam nadzieję, że Creative Commons będzie bardziej stanowczo mówić o wolnym oprogramowaniu, a nie dziękować każdemu, kto delikatnie przyczyni się do rozwoju wolnej kultury, a owo przyczynienie się może być na dodatek spowodowane zmianą strategii marketingowej i pozornym tylko wsparciem. Nie ma wolnej kultury bez wolnego oprogramowania, tak samo jak bez bezpłatnego dostępu do wiedzy. Mówię to, zdając sobie sprawę, że wolne oprogramowanie może być sprzedawane, a wykorzystanie komercyjne oprogramowania jest traktowane przez Stallmana jako jedna z hakerskich wolności. Ale wiem również, że jest cała masa wolnego oprogramowania dostępnego za darmo z sieci i są dystrybucje GNU/Linuksa, których twórcy deklarują wieczną darmowość produktu, jak np. Ubuntu (Linux for Human Beings), przysyłany za darmo na płytach (kilka dni temu przysłali mi dziesięć płyt- każda jest jednocześnie live i install i ma instalki wolnych programów na Windows), którego najnowszą wersję z przyjemnością zainstalowałem na moim notebooku i mam zamiar zastąpić nią Suse Linuksa na komputerze moich rodziców.
Rozgadałem się, wiem. Słońce coraz wyżej... więc wybaczcie za ewentualne skoki myślowe i błędy.
Nie pierwsza to i zapewne nie ostatnia inicjatywa MS lub osób z nim związanych, mająca na celu zamazanie obrazu rzeczywistości, tak by nie można było jednoznacznie określić, kto wspiera wolną kulturę, a kto nie, kto popiera otwarte projekty i wymianę wiedzy, a kto stawia tylko na zamknięcie. Niedawno Bill Gates wraz z żoną, ogłosili, że każdy naukowiec, który będzie chciał otrzymać grant od ich fundacji na badania nad HIV/ AIDS, będzie musiał zgodzić się na udostępnienie wyników swoich badań i dzielenie się nimi z innymi naukowcami. Gatesowie są oburzeni, że przez ostatnie dwadzieścia lat wyniki badań były często niedostępne, zapewne przez chęć uzyskania patentów na efekty badań, a tylko otwarty dostęp do wiedzy, jeszcze przed publikacjami w czasopismach może przyspieszyć prace i przyczynić się do wzrostu konkurencyjności (!). Wymóg Gatesów odnośnie naukowców jest decyzją może nie szlachetną, ale prawidłową. Przy czym nie wiadomo jak rozumieć konieczność udostępniania wyników- czy będzie to konieczność udostępnienia ich Gatesom, a oni udostępnią je innym wspieranym przez własną fundację (to byłby kolejny monopol pod pozorem otwartości), czy też wyniki będą publicznie dostępne, np. na zasadach Open Access. Żałuję tylko, że Bill nie rozumie, albo udaje idiotę, że dzielenie się kodem oprogramowania to identyczna działalność, jak dzielenie się informacjami z innych dziedzin nauki. Wszak informatyka nie jest z tej samej bajki co różdżkarstwo i numerologia.
Jak widzicie jestem zaniepokojony. Podobnie fałszywe jest dodawanie pakietów zamkniętego oprogramowania do dystrybucji GNU/ Linuksa. Oczywiście nie chodzi mi o wszystkie zamknięte programy. Niestety, bez niektórych, jak np. niektóre kodeki, java lub flash player, byłoby w chwili obecnej nieco trudniej i mam nadzieję, że pojawi się niebawem jak najwięcej wolnych odpowiedników. Ale korzystanie z Acrobat Reader na GNU/ Linuksie, przy dziesiątkach odpowiedników to lekka przesada, nie wspominając traktowania GNU/Linuksa jako platformy dla prawie samych zamkniętych programów. Nie będę tego wątku rozwijał. Kilka tekstów na temat korzystania z wolnego i własnościowego oprogramowania jednocześnie, znajdziecie w trzecim numerze "Free Software Magazine", który można bezpłatnie w formie pdf ściągnąć ze strony pisma.
Wolna kultura tworzona przy pomocy zamkniętego oprogramowania to kultura pozornie wolna, pół-wolna, kultura na nieco dłuższym łańcuchu. Dlatego mam nadzieję, że Creative Commons będzie bardziej stanowczo mówić o wolnym oprogramowaniu, a nie dziękować każdemu, kto delikatnie przyczyni się do rozwoju wolnej kultury, a owo przyczynienie się może być na dodatek spowodowane zmianą strategii marketingowej i pozornym tylko wsparciem. Nie ma wolnej kultury bez wolnego oprogramowania, tak samo jak bez bezpłatnego dostępu do wiedzy. Mówię to, zdając sobie sprawę, że wolne oprogramowanie może być sprzedawane, a wykorzystanie komercyjne oprogramowania jest traktowane przez Stallmana jako jedna z hakerskich wolności. Ale wiem również, że jest cała masa wolnego oprogramowania dostępnego za darmo z sieci i są dystrybucje GNU/Linuksa, których twórcy deklarują wieczną darmowość produktu, jak np. Ubuntu (Linux for Human Beings), przysyłany za darmo na płytach (kilka dni temu przysłali mi dziesięć płyt- każda jest jednocześnie live i install i ma instalki wolnych programów na Windows), którego najnowszą wersję z przyjemnością zainstalowałem na moim notebooku i mam zamiar zastąpić nią Suse Linuksa na komputerze moich rodziców.
Rozgadałem się, wiem. Słońce coraz wyżej... więc wybaczcie za ewentualne skoki myślowe i błędy.
Tag: microsoft, gnu/linux, cc
Ten wpis jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 2.0 Poland.
4 Responses to "Microsoft i wolna kultura"
Narzędzie także determinują cele.
Więc należy - jak słusznie zwracasz uwagę - mieć baczenie na to, by wolna kultura tworzona za pomocą zamkniętego oprogramowania nie straciła swojego "otwartego" charakteru. Posunięcie Gatesa odbieram jako pewne ustęstwo, ale w świetle jego dotychczasowych korporacyjnych zachowań bardziej jako modyfikację strategii. Trzeba bacznie śledzić kolejne poczynania Gatesa, dopiero wówczas okaze się czy ma czyste intencje.
Wybacz, ale dla mnie posunięcia Gatesa to nie ustępstwo, choć pozornie tak wygląda, ale zmiana strategii i rozmywanie wizerunku złego giganta-monopolisty. Choć oczywiście nie wiadomo, czy Gates jako najbogatsza fundacja na świecie nie zmieni delikatnie poglądów. Ale żeby był wiarygodny, musi jeszcze wiele zrobić. Przy czym dopóki Windows jest zamkniętym oprogramowaniem nastawionym na zysk, nie ma mowy, bym uwierzył w czyste intencje Gatesa.
Racja - przyznaję, za drugim razem uważnie czytając text.
powinno cie zainteresowac: http://wiadomosci.onet.pl/1349145,720,kioskart.html
Prześlij komentarz