Spaceruję po mieście, jeżdżę tramwajem, prowadzę samochód. I za każdym razem zmuszony jestem, czy tego chcę czy nie, oglądać ogromne płachty wielkich reklamowych plakatów, czyli bilbordów (nie wiem, czy piszę poprawnie, szczerze mówiąc wcale mnie to nie martwi). Widzę nowe kolekcje jesiennych ubrań, zupy w proszku, które na własne potrzeby nazywam "nowotworami" (bo odnoszę wrażenie, być może zupełnie irracjonalne, że oprócz dobrego smaku mają również "dobrą" chemię), samochody (jeszcze, a może i nigdy na moją kieszeń) i od niedawna coś jeszcze. A owo coś jeszcze to wizerunki ludzi wpatrzonych w dal i kontemplujących widok miasta (pewnie Warszawy), zboża (na pewno polskiego) i plaży (na pewno nie w Szwecji). Są tak zafascynowani tym, co widzą, że stoją plecami do oglądających, prawdopodobnie wpatrzeni już w nową, czwartą, ale tym razem nie pospolitą lecz nadzwyczajną przyszłość.
Czy mam coś przeciwko opisanym plakatom? Abolutnie nie. Jeśli są to plakaty reklamowe, a do reklamy ma dostęp każdy, kogo na to stać (czyli właściwie nieliczni, a nie każdy, ale to temat na inny wpis), reklama nikogo nie obraża, to wszystko w porządku. Wszystko mieści się w granicach wolności wypowiedzi, a PiS ma prawo wyrażać swoje poglądy. Czy jednak inni mogą korzystać ze swoich praw w tym samym zakresie co PiS? Niestety nie, ponieważ właściciele przestrzeni reklamowych stosują autocenzurę, ograniczając w ten sposób wolność słowa. A przekonali się o tym ludzie z serwisu joemonster.org, którzy stworzyli prześmiewczy plakat, ściągający na ziemię marzycieli z bilbordów PiSu. Wszyscy, do których się zwrócili, odmówili im umieszczenia projektu na bilbordzie.
I to jest zadziwiające, bo PiS ani nie jest właścicielem ani twórcą hasła IV Rzeczypospolitej (tak naprawdę jest nim poseł PO prof. Śpiewak, który stworzył je raczej z myślą o czymś nieco innym niż wpaja nam PiS), ani nie pokazuje nam na swoich projektach niczego nadzwyczajnego. Niestety, PiS nie ma poczucia chumoru i nie stać go, jak widać, na głębszą refleksję, jeśli poseł Gosiewski skomentował pomysł joemonster.org jako obrażanie Polaków i stereotypowe traktowanie wszystkich jak pijaków. Firmy reklamowe zadbały więc o dobre smopoczucie posła, w Muppet Sejmie granego przez Gonzo i oszczędziły mu widoku pijanej Polski spadającej ze starego roweru, kiedy pan poseł jedzie, zapewne samochodem, do pracy.
Zatem wolnych mediów nie ma tam, gdzie być powinny. Bo reklamować można tylko neutralne politycznie (choć moim zdaniem nie do końca) towary konsumpcyjne i poglądy dominujących partii politycznych. Na szczęście, mamy internet. Dlatego z radością, ku trwodze wszystkich polityków z klapami na oczach, prezentuję zdjęcia plakatów PiSu i tego, który próbował podjąć z nimi dyskusję (dygresji w nawiasach było zbyt wiele, zatem to koniec wpisu).
Tag: pis
Ten wpis jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 2.0 Poland.
3 Responses to "Gdzie są wolne media?"
Zapewne nie widziałeś, Grześku, najlepszych przeróbek przywołanych przez Ciebie plakatów wyborczych PiSu. Najlepszych, bo subtelnych, a trafiających w samo sedno.
Wyobraź sobie niemal niezmienione ww. plakaty. Do każdego zdjęcia obywatela odwróconego tyłem (nie chciał pokazać twarzy? ;) dodano tylko podpis. Lipiec 2007, Londyn. Lipiec 2007, Grecja. Lipiec 2007, Irlandia.
Przepiękne. Niestety nie mam linków.
Rzeczywiście nie widziałem. Ale lepszych strzałów w dziesiątkę chyba nie można zrobić. Uśmiecham się, choć powinienem zapłakać...
Gdzie są wolne media? Ano tutaj:
wolnemedia.vae.pl
wolnemedia.go.pl
Wystarczyło tylko poszukać w google, zamiast zadawać głupie pytania.
Prześlij komentarz