Szukaj na tym blogu

2

Obrazek z osiedla

środa, czerwca 25, 2008

Wychodzę do osiedlowego sklepiku po... majonez. Zwyczajnie. Małe sklepiki mają to do siebie, że można nawet w różowych klapkach i starym dresie (co nie oznacza, że tak się właśnie ubrałem) wybrać się na zakupy. Mijam zatłoczony parking wzdłuż osiedla robotniczych hotelowców, dawniej zajmowanych przez delegacje studiujących tu bonzów z Afryki i Azji. Podobno co jakiś czas podjeżdżają jeszcze limuzyny z czarnymi ważniakami, którzy robią sobie zdjęcia na tle starych budynków, gdzie spędzili studenckie życie. W kawalerkach z jednym pokojem o powierzchni 30m2 "tymczasowo", od dwudziestu a i trzydziestu lat mieszkają całe rodziny. Trójka dzieci, mąż alkoholik, syn w dresie z paskami, córka w gimnazjum wymalowana na wzór okładki "Bravo", przez co można się pomylić i wziąć ją za osiemnastolatkę i żona, standardowo donosząca ciągnące do ziemi, przeładowane siatki z okolicznej "Biedronki" plus wielki pies niebezpiecznej rasy. Dzieciaki zarysowały kawałkami znalezionych gdzieś pustaków parking, wyrysowując sylwetki ludzi, kwiaty, czasami układ wymarzonego mieszkania z trzema pokojami.


Wychodzę do osiedlowego sklepiku po... majonez. Zwyczajnie. Małe sklepiki mają to do siebie, że można nawet w różowych klapkach i starym dresie (co nie oznacza, że tak się właśnie ubrałem) wybrać się na zakupy. Mijam zatłoczony parking wzdłuż osiedla robotniczych hotelowców, dawniej zajmowanych przez delegacje studiujących tu bonzów z Afryki i Azji. Podobno co jakiś czas podjeżdżają jeszcze limuzyny z czarnymi ważniakami, którzy robią sobie zdjęcia na tle starych budynków, gdzie spędzili studenckie życie. W kawalerkach z jednym pokojem o powierzchni 30m2 "tymczasowo", od dwudziestu a i trzydziestu lat mieszkają całe rodziny. Trójka dzieci, mąż alkoholik, syn w dresie z paskami, córka w gimnazjum wymalowana na wzór okładki "Bravo", przez co można się pomylić i wziąć ją za osiemnastolatkę i żona, standardowo donosząca ciągnące do ziemi, przeładowane siatki z okolicznej "Biedronki" plus wielki pies niebezpiecznej rasy. Dzieciaki zarysowały kawałkami znalezionych gdzieś pustaków parking, wyrysowując sylwetki ludzi, kwiaty, czasami układ wymarzonego mieszkania z trzema pokojami.

Z parkingu skręcam w uliczkę/ plac okupowany przez gromadę grających w piłkę. Ośmiolatki grają z czternastolatkami. Trzynastka ubrana w mini pokazujące majtki, głęboki dekolt i porwane rajstopy mizdrzy się do osiemnastolatka z golfa II. Kilka sześcioletnich dziewczynek wdrapuje się na płot, odgradzający mój hotelowiec od reszty osiedla. Muszą pokonać przeszkodę, bo kilka dni temu pan konserwator załatał dziurę w płocie. Załatał nie na długo, ale chwilowo dzieciaki mają ciekawsze zajęcia niż rozsupływanie metalowych węzłów. Czteroletnia, przynajmniej tak sądzę, Olka snuje się jak zawsze. To przytula się do jednej ze starszych koleżanek, to do drugiej, łazi za dzieciakami niczym pies, prawie nic nie mówi. A kiedy zostawiają ją samą, bo to w końcu taka kula u nogi, zabawka na chwilę, ta wyje w niebo głosy. Ale matka nigdy nie przychodzi.

Dochodzę do sklepu. Przywiązuję psa do łańcuchowej poręczy płotu. Po wyjściu przyglądam się miejscowym, nastoletnim dresom, którzy majestatycznie wracają ze spaceru ze swoimi krwiożerczymi psami i patrzą z pogardą, czekając na zaczepkę. Ale ja patrzę tak samo więc z zaczepki nici, bo w dzielnicy, gdzie łatwo dostać po mordzie, trzeba wyglądać na kogoś, kto jest nieprzewidywalny i również skłonny "obić ryja". Chcę ruszać z psem dalej, gdy nagle słyszę nad głową:

- Kurwa, uważaj chuju pierdolony, bo zejdę i ci zajebię!- Zerkam w górę, szukając słów by odpowiedzieć, ale zauważam, że pięćdziesięcioletnia kobieta wykrzykuje te słowa do dziesięcioletniego chłopca, bawiącego się z innymi piłką. Chłopak nie pozostaje dłużny:

- Żebym ja do ciebie nie przyszedł kurwo i ci nie przypierdolił!- wszyscy przechodnie nieruchomieją. Tylko dwie alkoholiczki, zmierzające popołudniowym rytmem po kolejne piwo "supermocne" albo "wisienkę", ratują sytuację:

- Nie pyskuj gnojku. Wiesz, że babka ma nierówno pod sufitem. Mijam towarzystwo. Zauważam, że na dachu przybudówki do hotelu wariują chłopcy, którzy po rynnie tam się wdrapali. Nie czekam aż zlikwidują rynnę, albo wykują dziurę w ścianie budynku i krzyczę:

- Ej, chłopaki, wypierdalać z tego dachu! (nie ma to jak pedagogiczne podejście). Czekam aż zejdą, zbiegają w pośpiechu. Pierwszy zeskakuje siedmiolatek, staje obok mnie i wydziera się na całe gardło do powolniaków, którzy zostali w tyle za nim:

- No, co jest, wypierdalać, kurwa! Zszokowany wracam do hotelu. Na parkingu zauważam, że wolne miejsce zajął zielony pojazd, w nim zamroczony już facet. Znam go, dwa razy w tygodniu podjeżdża samochodem na parking, pali papierosa za papierosem. Czasem sam, czasem z towarzyszem. Pije piwko za piwkiem dopóki nie zaśnie. Po obudzeniu odjeżdża w swoją stronę...

Może poczytam o "Społeczeństwie sieci", potrzebuję sience- fiction...


Creative Commons License
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska.

2 Responses to "Obrazek z osiedla"

Unknown Says:

oto Polska właśnie, niesieciowa, lecz z zadatkami (?) na getto.... Niezła widowkówka z kraju... a wszystko zaczęło się od niewinnej wyprawy po majonez ;)

Anonimowy Says: