Można szukać wielu utopii, które mogą być wzorem dla współczesnej globalnej sieci informacyjnej, gdzie gromadzimy coraz więcej informacji i które mogą służyć do prób opisania dzisiejszego internetu. Jedną z takich utopii jest Xięga, przeglądana w dzieciństwie przez bohatera Schulzowskich opowiadań. Xięga, gromadząca wszelką wiedzę, dająca odpowiedź na wszelkie pytania. Xięga, która jednak zaginęła, a wszelkie inne są dla bohatera jedynie marnymi surogatami, podszywającaymi się pod najwspanialszy egzemplarz. Czy dzisiejsza sieć jest również jedynie namiastką Sieci? Myślę, że tak. Nie tylko nie gromadzimy w niej wszystkiego, ale nie wszystko jest dostępne w ten sam sposób dla każdego, a pewnie Theodor H. Nelson dorzuciłby w tym miejscu, że nie gromadzimy wszystkich wersji informacji i nie możemy tworzyć dwustronnych linków.
Jednak porównania internetu do ogromnej książki lub biblioteki nie ustają. Być może jest to jedno z wizjonerskich marzeń i chcielibyśmy dostępu do wszystkich informacji. A metafory jakich używamy, czyli książka, biblioteka są nam najbliższe, ponieważ przez ostatnich kilka tysięcy lat były utożsamiane z wiedzą i funkcjonowały jako najwspanialsza reprezentacja ludzkich wysiłków intelektualnych.
O ile w zakresie wyobrażeniowym- książki, która gromadzi wszelką wiedzę, czy też nieskończonej biblioteki gromadzącej wszelkie publikacje- takie odwołanie jest jeszcze sensowne, to zupełnie nie sprawdza się w zakresie układu i hierarchii informacji w przestrzeni internetu. Każda informacja, każde hiperłącze jest tutaj tak samo ważne. W każdej chwili możemy linkować do dowolnej informacji. Dlatego odniesienia do linearnej książki, z dokładnie ustaloną kolejnością informacji i biblioteki z konkretnie posortowanymi woluminami, jest nietrafna. Przynajmniej tak uważa Lev Manovich w "Języku nowych mediów". Nietrafne jest także według autora szukanie prototypu hipertekstu w systemie tekstowych odnośników- są one zawsze hierarchiczne, odwołują do niewielkiej liczby innych tekstów, a sam odwołujący tekst jest najważniejszy. Nie możemy przecież przenieść się swobodnie do równorzędnego tekstu, który mógłby prowadzić nas do innych równorzędnych i tak w nieskończoność.
Według Manovicha, internet lepiej opisywać nie jako książkę lub bibliotekę, ale jako nieskończoną płaską powierzechnię, na której bez żadnego porządku rozłożone są informacje. Podobnie jak ziarnka piasku na plaży (zakładając, że jest zupełnie płaska). Użytkownik natomiast może być opisany jak Robinson Crusoe, który znajduje na plaży różne wyrzucone przez morze rzeczy, a śladami na piasku znaczy swoją ścieżkę lektury.
Jednak porównania internetu do ogromnej książki lub biblioteki nie ustają. Być może jest to jedno z wizjonerskich marzeń i chcielibyśmy dostępu do wszystkich informacji. A metafory jakich używamy, czyli książka, biblioteka są nam najbliższe, ponieważ przez ostatnich kilka tysięcy lat były utożsamiane z wiedzą i funkcjonowały jako najwspanialsza reprezentacja ludzkich wysiłków intelektualnych.
O ile w zakresie wyobrażeniowym- książki, która gromadzi wszelką wiedzę, czy też nieskończonej biblioteki gromadzącej wszelkie publikacje- takie odwołanie jest jeszcze sensowne, to zupełnie nie sprawdza się w zakresie układu i hierarchii informacji w przestrzeni internetu. Każda informacja, każde hiperłącze jest tutaj tak samo ważne. W każdej chwili możemy linkować do dowolnej informacji. Dlatego odniesienia do linearnej książki, z dokładnie ustaloną kolejnością informacji i biblioteki z konkretnie posortowanymi woluminami, jest nietrafna. Przynajmniej tak uważa Lev Manovich w "Języku nowych mediów". Nietrafne jest także według autora szukanie prototypu hipertekstu w systemie tekstowych odnośników- są one zawsze hierarchiczne, odwołują do niewielkiej liczby innych tekstów, a sam odwołujący tekst jest najważniejszy. Nie możemy przecież przenieść się swobodnie do równorzędnego tekstu, który mógłby prowadzić nas do innych równorzędnych i tak w nieskończoność.
Według Manovicha, internet lepiej opisywać nie jako książkę lub bibliotekę, ale jako nieskończoną płaską powierzechnię, na której bez żadnego porządku rozłożone są informacje. Podobnie jak ziarnka piasku na plaży (zakładając, że jest zupełnie płaska). Użytkownik natomiast może być opisany jak Robinson Crusoe, który znajduje na plaży różne wyrzucone przez morze rzeczy, a śladami na piasku znaczy swoją ścieżkę lektury.
Tag: hipertekst
Ten wpis jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 2.0 Poland.
2 Responses to "Książka, biblioteka czy ... płaska powierzchnia?"
A'propos Manovicha:
http://prawo.vagla.pl/node/6370
sądzę, ze potrzebne są nam nowe mity.Mity założycielskie. Twoja notka sprawiła, ze znów nabrałem ochoty sięgnąć po książkę M. Eliade.
Prześlij komentarz