Wczoraj, podczas posiłku w wegetariańskim barze (chociaż ten szczegół nie ma żadnego znaczenia), przyglądałem się dziwnemu zachowaniu pewnej rodziny. Matka siedziała przy stole z dwójką dzieci. Cały czas do nich mówiła, ale dzieci nie zwracały na nią uwagi, zajmując się swoimi sprawami. Matka mówiła bez przerwy. Mówiła jednak o zamówieniach, o kartonach z płynem ludwik, cenach, fakturach i innych podobnych sprawach. A to już nie wydawało mi się zwyczajne. Zauważyłem na stole telefon komórkowy i przez chwilę sądziłem, że korzysta z głośnomówiącego zestawu. Ale z telefonu nie wydobywały się żadne dźwięki. Nie widziałem również kabla, który prowadziłby do słuchawki z mikrofonem. I dopiero kiedy kobieta się odwróciła, na jej uchu zobaczyłem zamocowaną słuchawkę bezprzewodową.
Jeszcze teraz się uśmiecham, kiedy pomyślę o swoim kiepskim wtajemniczeniu w nowinki techniczne. Sam takiej słuchawki nie posiadam. I nie do końca mogę zrozumieć, dlaczego ludzie noszą na głowie te, jeszcze wciąż dziwaczne dla mnie, gadżety. Nazywam podobne urządzenia gadżetami, bo nie do końca jestem przekonany o potrzebie ich zakładania. A nie powinienem się dziwić. Pamiętam, kiedy kilka lat temu pierwszy raz dzwoniłem do domu, korzystając z zestawu słuchawkowego. Towarzyszyło mi ogromne poczucie wolności. Mogę chodzić, robić zakupy, kasować bilet, prowadzić pojazd i jednocześnie rozmawiać przez telefon, bez potrzeby wykorzystywania rąk, wybierając numer głosowo. Czy to nie wspaniałe? Ale po kilkudniowej fascynacji, okazało się, że zestaw słuchawkowy wydaje się przydatny tylko dlatego, że dzięki niemu mogłem słuchać muzyki z telefonu, a odtwarzacz automatycznie wyciszał się, kiedy ktoś do mnie dzwonił.
Dzisiaj noszę telefon w kieszeni, nie odbieram wszystkich telefonów, bo czasami jest to dla mnie niewygodne (właśnie dlatego, że muszę telefon wyjąć z kieszeni, zatem w pewnym sensie specjalnie tworzę sobie utrudnienia), jak pisałem kiedyś, czasami stosuję filtr połączeń. Ale uciec od sieci i urządzeń umożliwiających natychmiastową komunikację, już nie potrafię. Moje próby uwolnienia się od technologii są tylko chwilowe i do tego nie do końca skuteczne. Inna sprawa, że do końca tego nie chcę, ale staram się czasami stanąć z boku i zastanowić, czy jestem jeszcze człowiekiem, czy już cyborgiem, hybrydą, która nie potrafi funkcjonować bez elektronicznych dodatków.
W każdym razie zakładać słuchawki na ucho, chociaż może byłaby przydatna, na stałe nie zamierzam, bo kojarzy mi się ona ze smyczą. Smyczą, która jest piękna, nowoczesna, kusi swobodą i daje pozór wolności komunikacyjnej, przemierzania informacyjnej przestrzeni, ale jednocześnie nie pozwala nam się wyrwać z macek sieci. W tym kontekście metafora przestawiona w "Matrixie" nie jest przepowiednią czy też wizją złej przyszłości, ale opisem dzisiejszej sytuacji. Opisem dzisiejszego człowieka, który musi być podłączony, bo inaczej będzie błądził w szarych, podwodnych i podziemnych światach, wciąż atakowany przez cyber-świat, zagarniający jego przestrzeń. Może zatem nie warto walczyć z siecią, ale starać się ją przejąć? Wchodzić do Matrixa, żeby wygrać wojnę? Bo wydaje mi się, że tylko od nas zależy, czy sieć, złożona z ludzkich jednostek, będzie ogromnym metamózgiem ludzkości, pracującym dla dobra nas wszystkich, czy też będziemy jedynie konsumować, albo w ramach crowdsourcingu darmowo rozwiązywać problemy komercyjnych gigantów, którzy później, nie bacząc na naszą darmową pracę, sprzedadzą nam, "bateriom", "swoje" wytwory.
Koniec luźnych wniosków.
Tag: cyborg, matrixJeszcze teraz się uśmiecham, kiedy pomyślę o swoim kiepskim wtajemniczeniu w nowinki techniczne. Sam takiej słuchawki nie posiadam. I nie do końca mogę zrozumieć, dlaczego ludzie noszą na głowie te, jeszcze wciąż dziwaczne dla mnie, gadżety. Nazywam podobne urządzenia gadżetami, bo nie do końca jestem przekonany o potrzebie ich zakładania. A nie powinienem się dziwić. Pamiętam, kiedy kilka lat temu pierwszy raz dzwoniłem do domu, korzystając z zestawu słuchawkowego. Towarzyszyło mi ogromne poczucie wolności. Mogę chodzić, robić zakupy, kasować bilet, prowadzić pojazd i jednocześnie rozmawiać przez telefon, bez potrzeby wykorzystywania rąk, wybierając numer głosowo. Czy to nie wspaniałe? Ale po kilkudniowej fascynacji, okazało się, że zestaw słuchawkowy wydaje się przydatny tylko dlatego, że dzięki niemu mogłem słuchać muzyki z telefonu, a odtwarzacz automatycznie wyciszał się, kiedy ktoś do mnie dzwonił.
Dzisiaj noszę telefon w kieszeni, nie odbieram wszystkich telefonów, bo czasami jest to dla mnie niewygodne (właśnie dlatego, że muszę telefon wyjąć z kieszeni, zatem w pewnym sensie specjalnie tworzę sobie utrudnienia), jak pisałem kiedyś, czasami stosuję filtr połączeń. Ale uciec od sieci i urządzeń umożliwiających natychmiastową komunikację, już nie potrafię. Moje próby uwolnienia się od technologii są tylko chwilowe i do tego nie do końca skuteczne. Inna sprawa, że do końca tego nie chcę, ale staram się czasami stanąć z boku i zastanowić, czy jestem jeszcze człowiekiem, czy już cyborgiem, hybrydą, która nie potrafi funkcjonować bez elektronicznych dodatków.
W każdym razie zakładać słuchawki na ucho, chociaż może byłaby przydatna, na stałe nie zamierzam, bo kojarzy mi się ona ze smyczą. Smyczą, która jest piękna, nowoczesna, kusi swobodą i daje pozór wolności komunikacyjnej, przemierzania informacyjnej przestrzeni, ale jednocześnie nie pozwala nam się wyrwać z macek sieci. W tym kontekście metafora przestawiona w "Matrixie" nie jest przepowiednią czy też wizją złej przyszłości, ale opisem dzisiejszej sytuacji. Opisem dzisiejszego człowieka, który musi być podłączony, bo inaczej będzie błądził w szarych, podwodnych i podziemnych światach, wciąż atakowany przez cyber-świat, zagarniający jego przestrzeń. Może zatem nie warto walczyć z siecią, ale starać się ją przejąć? Wchodzić do Matrixa, żeby wygrać wojnę? Bo wydaje mi się, że tylko od nas zależy, czy sieć, złożona z ludzkich jednostek, będzie ogromnym metamózgiem ludzkości, pracującym dla dobra nas wszystkich, czy też będziemy jedynie konsumować, albo w ramach crowdsourcingu darmowo rozwiązywać problemy komercyjnych gigantów, którzy później, nie bacząc na naszą darmową pracę, sprzedadzą nam, "bateriom", "swoje" wytwory.
Koniec luźnych wniosków.
Ten wpis jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 2.0 Poland.
3 Responses to "The Matrix has you (?)"
ladny uklad graficzny bloga. tylko czemu nie ma tu namiarow na Twojego maila czy inne komunikatory? milego wieczoru. e.
grzegorz.stunza@gmail.com
Słuchawka w uchu sprawiła, że w wielkomiejskiej przestrzeni trudniej teraz ocenić, czy ktoś mruczący pod nosem to "szaleniec", czy też po prosstu ofiara gadżetowej rewolucji ;)
Takie sytuacje z nierzucającą się w oczy słuchawką w roli głównej są potencjalnie komiczne i zarazem neurotyczne.
Rozmawiajacy człowiek staje się jakby bardziej wyalienowany z miejskiej przetrzeni, jakby brał w nawias niepisaną zasadę, że jako przechodzień winien być gotowym odpowiedzieć na sygnał, znak, zaproszenie wysłane przez innnego przechodnia.
Prześlij komentarz