Szukaj na tym blogu

6

Pokolenie PzN

poniedziałek, lipca 24, 2006

Często wypowiadałem się przeciwko nadmiernej konsumpcji. Niejednokrotnie zwracałem uwagę na wciskanie nam, że jedne marki są lepsze od innych, tylko dlatego, że są markowe, co należy rozumieć jako bardziej markowe niż inne, kiepskie marki, a raczej podróbki marek lub jako tzw. rzeczy oryginalne (czego nie należy mylić z rzeczami niepowtarzalnymi, elitarnymi, ale trzeba rozumieć jako rzeczy prawdziwe, w przeciwieństwie do podróbek). Mam nadzieję, że jeszcze nie umarliście z nudów. Jedziemy dalej.

Otóż wcale nie jestem przeciwnikiem markowych rzeczy. Nie zrywam metek z ubrań, choć niektórych, dominujących globalnie logo unikam. Zakupy robię jednak niejednokrotnie w wielkich sieciach (wersja ładnie brzmiąca) lub jak wolą niektórzy w hipermarketach (wersja brzydko brzmiąca). Najlepiej czuję się w supermarketach sieci “B...”. Dopiero niedawno zdałem sobie sprawę czemu, ale o tym za moment.

Niestety, ja wręcz uwielbiam rzeczy markowe. Być może dlatego, że sprawna, niemiecka propaganda zadziałała przez i(e)migrantów z Polski przez przesyłane prawie regularnie paczki, kiedy byłem brzdącem. Tak. Bo ostatnio odnoszę wrażenie, że wszystko to za sprawą przesyłanych od czasu do czasu paczek, co w moim mieście dotykało sporą część społeczności. Wiele rodzin miało kogoś, kto wyjechał do Niemiec. Nie potrafię sobie inaczej wytłumaczyć miłości do czekolady z fioletową krową, kremów w niebieskim opakowaniu z białym logo, batoników nazwanych na cześć naszej galaktyki i boga wojny, zapachu zachodnich płynów do prania i proszków oraz bananów (tu marka nie ma znaczenia), których jeden transport specjalnie dla mnie (oczywiście ja tak myślałem), przesłany przez mieszkającego w RFN śp. “Dziadka Bananowego”, dotarł kiedyś do Polski i trzeba było jechać po nie aż do Słupska, by dowiedzieć się po otwarciu, że wszystkie są już niejadalne. Posiadanie członków rodziny za zachodnią granicą pozwalało również od czasu do czasu cieszyć się zakupami w miejscowej ambasadzie RFN, czyli w słynnym Pewexie.

Z wyżej wymienionych powodów czuję ogromną ekscytację, kiedy w sklepach wspomnianej, acz nie wymienionej z nazwy sieci, widzę półki zastawione produktami spożywczymi z niemieckimi napisami. Żelki (wiadomo jakie!), batoniki z rumowym nadzieniem, orzechy w czekoladzie, kawa (ta z koroną i inne) i milion innych spożywczych i nie spożywczych artykułów. Wyda się Wam to śmieszne, ale kiedy mając dwanaście lat, jechałem z dziadkami na wycieczkę do Niemiec, było to spełnienie jednego z najskrytszych marzeń, choć nasze sklepy, a właściwie małe sklepiki rozkwitły już paletą niemieckich towarów.

Czy uwielbienie niemieckości (bo z samochodów to też tylko ten, nazwany od imienia kobiety) jest irracjonalne, czy też spowodowane lepszą jakością otrzymywanych z rzadka niemieckich produktów? A może zrodziło się dlatego, że były ładnie opakowane, były namiastką raju, sygnałem, że gdzieś na świecie, a właściwie całkiem niedaleko jest idealny świat, którego obrazki dostawało się czasami z rąk szarej poczty? Moim zdaniem, moim irracjonalnym, skażonym przez imperialistyczne paczki zdaniem, PRL upadł przez bomby szczęścia ukryte w paczkach z darami. Ale nie była to wygrana nasza, tylko schowanych w nich produktów, za którymi (ale nie tylko dokładnie tymi) teraz jak szaleni się uganiamy. Tylko czy to coś złego, że chcemy by było nam miło i wygodnie? Mnie, jak i wielu moim rówieśnikom, przynajmniej z rodzinnego miasta, nam, “Pokoleniu Paczki z Niemiec”, zawsze chyba trudno będzie się oprzeć ładnie opakowanym przyjemnościom, a chęć spokojnego, kolorowego życia za przyzwoite pieniądze będzie jednym z najważniejszych ideałów. Dlatego rozumiem miliony wyjeżdżające za chlebem z waty i zastanawiam się tylko, czy młodsze pokolenie nie będzie siebie nazywać pokoleniem paczki z Wysp, albo pokoleniem mieszkającym na Wyspach. Ale to temat do dłuższej dyskusji.



Tag: ,
Creative Commons License
Ten wpis jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 2.0 Poland.

6 Responses to "Pokolenie PzN"

Anonimowy Says:

bardzo ladnie. ja dostawalem paczki z wysp i jeszcze nie tak dawno temu rowniez uganialem sie za dobrami, ktorych kiedys nie mielismy albo byly limitowane, ach te kartki. teraz do konsumpcji mam inne podejscie. kupowac najpotrzebniejsze rzeczy musze, to jest bezdyskusyjne. Przy zakupach kieruje sie jednak tym gdzie dana rzecz byla wyprodukowana. wspieram lokalnych wytworcow. transport to dodatkowe zanieczyszczenia. ciuchy? im nalezy sie drugie a moze nawet i trzecie zycie, poza tym tak jest taniej. chemia? z ta jest najtrudniej. najlepsza jest biodegradacyjna, a dom mozna sprzatac uzywajac naturalne skladniki, np. ocet, soda oczyszczona.
rozpisalem sie, nie wiem juz nawet czy na temat.
marcin

GDS Says:

Ja nie uganiam się za dobrami, choć może tak to zabrzmiało. Mam jedynie irracjonalne podejście do niektórych produktów i zupełnie bezpodstawnie wolę te produkty od innych. Ale tak naprawdę kupuję je rzadko, bo są drogie, poza tym staram się kupować to, co potrzebne. Chociaż czasami warto dać się ponieść... Gdzieś czytałem, że miłość do jakiejkolwiek marki jest irracjonalna i uważam, że to prawda. Pytanie tylko- czy można się w stu procentach wyrwać z macek propagandy z dzieciństwa, choć podanej w ładnej formie i czy rezygnacja z konsumpcji lub ograniczanie konsumpcji to rzeczywiście lek na zło obecnego świata.

Pozdrawiam.

Anonimowy Says:

też jestem z pokolenia pzn; chociaż u mnie nie mówiło się "niemcy". mówiło się "erefen". erefen i dedeer, przy czym dedeer był zupełnie pozbawiony tego szlachetnego, dźwięcznego brzmienia, jakie miał erefen. więcej nawet - dedeer był wymawiany z pogardą. dedeer to byli ci frajerzy, którzy mogli mieć jak w erefenie, ale dostali od historii kopa. a historia, wiadomo, kopie zwykle frajerów.

cała fura wspomnień.

Anonimowy Says:

sam swiata nie ulecze.
sumienie mam jednak czystsze, a w dodatku staram sie o tym mowic glosno, moze jeszcze kogos przekonam...

GDS Says:

*C- u mnie też nie mówiło się Niemcy. Mówiło się, podobnie jak u Ciebie, RFN, NRF, a często także Reich. O dedeerach nie mówiło się raczej, bo nie było o czym. Czy warto gadać o frajerach? Poza tym jakoś dziwnym trafem wszyscy krewni lub znajomi dziadków siedzieli w erefenie. Zdecydowałem się na skrót "PzN", bo jakoś nie posaowało mi "Pokolenie PzRFN". Poza tym ani jedno ani drugie nie brzmi jak JP2 czy B16, a za cholerę nie wiedziałem jakie liczby mógłbym wplątać. '81 chodziło mi po głowie z racji urodzenia, ale to byłby zbyt wąski zakres.

Marcinie- sam nie uleczysz, ale jak śpiewał Dezerter "Jeśli chcesz zmieniać świat, zacznij od siebie...". Przy czym recept na uleczenie świata jest wiele a i projektów idealnych jakieś sześć miliardów. Dlatego dyskusja i wymiana idei jest istotna- wymieniając się, zawsze zyskujemy i możemy dojść do kompromisu.

Anonimowy Says:

Witam,

moim zdaniem uwielbienie zachodnich marek przez nasze pokolenie nie wynika ani z tego, że mają lepszą jakość niż polskie, ani z tego, że były "namiastką raju" czy "idealnego świata". Po prostu w pewnym wieku lub po osiągnięciu pewnego stopnia frustracji problemami dorosłości, budzi się w nas nostalgia i tęsknota za dzieciństwem. I właśnie dlatego tak dobrze kojarzy się nam galaktyczny batonik albo- w moim przypadku- rodzynki w mlecznej czekoladzie z charakterystyczną dziurką;)

Swoją drogą ciekawe co będą wspominać dzieci naszego pokolenia? Pewnie będą a może już są wychowywane w duchu wolnej konsumpcji i dostępu do wszelkich produktów, nie wiem co w takich warunkach można szczególnie zapamiętać? W sklepach na Wyspach jest to samo co w naszych, więc wczorajsza paczka od dziadka z RFN ma (miała)nieporównywalnie większą wartość niż dzisiejsza paczka od dziadka z Anglii.

Wniosek: pewne niedostatki tworzą duże bagaże wspomnień- paradoksalnie.

Tak sobie myślę.