Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą blogalizacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą blogalizacja. Pokaż wszystkie posty
3

Edukacja warszawska 2.0- relacja

piątek, października 19, 2007

We wtorek miałem przyjemność wziąć czynny udział w konferencji "Edukacja warszawska 2.0". Spotkanie było bardzo ważnym wydarzeniem w skali kraju, nie tylko Warszawy. Tak naprawdę samej Warszawie poświęconych było niewiele wątków i rozumiem, że Biuro Edukacji musiało dopisać swoje hasło do tytułu konferencji.

Brałem udział w części pierwszej, gdzie po wprowadzeniu szefa Biura Edukacji Warszawy, następnie organizatorów: Edwina Bendyka i Mirosława Filiciaka oraz Alka Tarkowskiego, a także po krótkim wykładzie prof. Wieleckiego i przed wystąpieniem Mirosława Filiciaka, przedstawiłem kilka słów na temat "Edukacja przyszłości. Świadomość, aktywność, wymiana współpraca" (notatkę z wystąpienia znajdziecie na "Kulturze 2.0"). Pomijając fakt, że po nocnym wstawaniu by na 9.00 pojawić się w Warszawie, wysiadł mi nieco system oddychania i wszystko powiedziałem na szybkich i krótkich oddechach, udało mi się przedstawić najważniejsze tezy. Po wystąpieniu spotkałem się z zarzutem od nauczycielki z jednego z warszawskich liceów, że promując wartości hakerskie w edukacji, promuję wartości bandyckie, ale Edwin Bendyk szybko sprostował, że nie chodziło mi zapewne o medialny obraz hakerów (pierwszy do odpowiedzi na zarzut wyrywał się Jarosław Lipszyc, ale to chyba zrozumiałe, jesteśmy ideologicznie w pewnych kwestiach z podobnej G(NU)liny).

Nie będę omawiał prezentacji. Były bardzo ciekawe, różnorodne i świetnie, że coraz więcej uwagi poświęca się wykorzystaniu mediów w edukacji formalnej i dostrzega możliwość współpracy pomiędzy szkołą- instytucją, a inicjatywami oddolnymi. Niestety, nie udało mi się zostać aż do panelu, ciekaw byłem co ma do powiedzenia dr Dominik Batorski, z którym udało mi się jedynie przedstawić.

Gdybym miał szukać negatynych stron konferencji, podczas wystąpień za mało było przedstawicieli pedagogiki. Za mało było osadzenia tematyki w refleksji pedagogicznej, z pedagogicznego punktu widzenia. Zdaję sobie sprawę, że pedagodzy w Polsce niekoniecznie rozumieją, o co chodzi w nowych mediach, o czym mówi Jenkins i zapewne po części postrzegają to jako niepedagogiczną herezję. Jednak samo spotkanie edukacyjnych aktywistów, nauczycieli i naukowców (którzy choć zainteresowani edukacją medialną, zorientowani świetnie w tematyce, to jednak wyprowadzający swoją refleksję nieco obok doświadczeń pedagogiki, pedagogicznych koncepcji, pedagogicznej historii i pedagogicznej krytyki) bez większego udziału pedagogów akademickich pozostawiło we mnie uczucie niedosytu. Ale rozumiem kwestię ograniczeń czasowych, konieczność wyboru najciekawszych wątków i być może nawet brak wiedzy co do możliwości zaproszenia "świadomych pedagogów". Tu pojawia się miejsce do popisu (absolutnie nie chodzi mi o koalicję ;p) dla samych pedagogów, co też powoli zaczynamy konstruować w ramach Pracowni Edukacji Medialnej, szykując na przyszłoroczną jesień konferencję.

Niedosyt ten jednak to coś wspaniałego. Chciałbym zaznaczyć, że bardzo szanuję i jestem pod wrażeniem działań Mirka Filiciaka, Alka Tarkowskiego i Edwina Bendyka, którzy w tej chwili jako jedyni w Polsce aktywnie organizują myślenie o edukacji medialnej, nowocześnie rozumianej. Fakt odpedagogizowania myślenia o edukacji medialnej- na życzenie samych pedagogów, którzy utknęli w połowie lat dziewięćdziesiątych, czego dowodem po części jest "Pedagogika medialna" wydana przez PWN pod redakcją Bronisława Siemienieckiego- być może otworzy oczy młodym pedagogom na potrzebę aktywnego włączenia się w refleksję i prace nad kształtowaniem medialnej edukacji w Polsce w oparciu o zupełnie świeżą diagnozę edukacyjnych możliwości, zaprezentowaną przez organizatorów konferencji w Warszawie.

Przez powyższe wywody nie chcę powiedzieć, że pedagodzy mają wkroczyć i po swojemu ustawić myślenie o pedagogice medialnej, ale jedynie, że powinni współtworzyć ten obszar refleksji i praktyki, dorzucając silne pedagogiczne bodźce i współpracując z socjologami, kulturoznawcami, dziennikarzami (tu ukłon raz jeszcze w stronę organizatorów) i nauczycielami oraz uczniami, obecnie funkcjonującymi w nieformalnych edukacyjnych wspólnotach, które są dla instytucjonalnej szkoły czymś tak nierozpoznanym, jak sto lat temu powierzchnia Księżyca. Czas wspólnie zrobić jeden mały krok, który może okazać się wielkim krokiem dla ludzkości. Chodzi jedynie o to, by ludzkość nie wyprzedziła pedagogiki, pozostawiając ją z tyłu, bo może się okazać, że przez to niedopatrzenie rozleziemy się w zupełnie różne strony, bądź znajdziemy po dwóch stronach rzeki, na której nie postawiono jeszcze mostu...

Creative Commons License
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
Czytaj dalej...

0

Nowe internetowe narzędzia edukacyjnej wymiany i współpracy. Kultura edukacyjnego daru

wtorek, sierpnia 14, 2007

Poniżej publikuję tekst, napisany na bazie referatu wygłoszonego podczas konferencji "Społeczne konteksty rozwoju internetu. Implikacje dla edukacji", która odbyła się drugiego czerwca 2006 w Gdańsku. Pojawi się w książce pokonferencyjnej pod redakcją Damiana Muszyńskiego i moją, ale czekamy na książkę tak długo, że w obawie przed zupełną dezakualizacją treści zdecydowałem się na publikację na blogu. Być może wersja ostateczna będzie nieco inna, zatem proszę potraktować poniższą wersję jako szkic. Obecnie mam sporo uwag i napisałbym tekst inaczej, ale...


Nowe internetowe narzędzia edukacyjnej wymiany i współpracy. Kultura edukacyjnego daru.

słowa kluczowe: wolne oprogramowanie, otwarte źródła, wolna kultura, wolna edukacja, kultura hakerska, internetowe narzędzia wymiany i współpracy, kultura edukacyjnego daru, wolny dostęp do wiedzy.

1. Balansowanie między otwartym/wolnym a zamkniętym

“Zamknięte systemy są martwe. Od oprogramowania do łańcuchów zaopatrzenia otwartość jest nowym standardem”1- tak brzmi nagłówek jednego z tekstów w magazynie “Wired”, poświęconego “ekonomii pełnego dostępu”. Czy naprawdę zamknięte do tej pory struktury są już martwe? Rzeczywiście, w ostatnich kilku latach zauważamy ogromny wzrost dostępności treści w globalnej sieci informacyjnej. Mamy możliwość korzystania z wielu zasobów zgromadzonych w internetowej sieci, ale także budowania nowych treści na podstawie starych, współpracę dzięki różnorodnym nowym technologiom. Wzrasta aktywność obywatelska, powstaje coraz więcej treści publikowanych przez zwykłych użytkowników, wykorzystuje się energię amatorów, którzy w przeciwieństwie do specjalistów, chętnie dzielą się wiedzą. I to za darmo. Podejmuję powyższy temat, ponieważ otwartość, która podobno ma się świetnie, jest nieustannie atakowana i zagrożona, a jednocześnie przez wielu traktowana jest jako jedyna możliwa alternatywa, choć jednostronnie zrozumiana sama może być zagrożeniem. Podejmuję go wreszcie, ponieważ uważam, że pedagodzy, a przynajmniej polscy pedagodzy są bardzo słabo zorientowani w obecnej sytuacji i wciąż traktują wiedzę oraz autorstwo, nawiązując do romantycznej wizji samotnego autora, która jest doskonałym odbiciem współczesnego pędu do zawłaszczania i posiadania. Nie próbują jednak wykorzystać nowych technologii, które prawie na siłę, bez głębszej refleksji, niemal mechanicznie wprowadza się do szkoły, wyposażając komputerowe pracownie w sprzęt i podłączając do internetu. Czy warto dzielić się wiedzą i w jaki sposób nowe narzędzia pozwalają nam na to, a także czy zadowala nas otwartość, a może lepiej walczyć także o wolność, na te i inne pytania postaram się odpowiedzieć w poniższym tekście.


1.1 “Otwartość” vs. “wolność”. Open Source i Free Software jako impulsy napędzające wymianę i współpracę w internecie

Według Manuela Castelsa do rozwoju internetu przyczyniły się kultury techno-merytokratyczna, hakerska i komunitariańska, a także kultura biznesu2. Trzy pierwsze reprezentowały realizowane na różnych polach ideały wolności i dostępności: swobody dostępu do wiedzy, dzielenia się wiedzą i współpracy, działania na rzecz ulepszania technologii wspólną pracą, przywiązanie do wolności słowa, swobody ekspresji, działania w grupie i obywatelskiej aktywności. Czwarta kultura, również nastawiona na wolność, tym razem wolność robienia interesów, niestety, pomimo częstych obecnie aliansów ze środowiskiem Open Source, w dużej mierze wciąż przyczynia się dzisiaj do zamykania dostępu do wiedzy i innych dóbr kultury. A to dlatego, że w przeciwieństwie do trzech wcześniej wymienionych kultur, priorytetem jest dla niej nie człowiek, ale zysk. Oczywiście, jest to duże uogólnienie i uproszczenie. Niemniej to właśnie biznes, a raczej wielki biznes jest obecnie jednym z największych orędowników wydłużania restrykcyjnego prawa autorskiego, ochrony patentowej itp. i to właśnie chęć robienia interesów, a nie ideały wolności spowodowały powstanie Open Source, alternatywy dla Wolnego Oprogramowania, a właściwie wolnego oprogramowania w innym opakowaniu, które miało przekonać do siebie biznes. Bo, jak mówi haker Eric Raymond, Otwarte Źródła powstały, ponieważ “free” z terminu “free software” kojarzyło się jednoznacznie z darmowością, co skutecznie odstraszało firmy od zainwestowania pieniędzy w tego typu projekty3.

Zatem Open Source, inicjatywa, w której nazwę wpisana jest otwartość, paradoskalnie może być płaszczykiem, maską, która pozór wolności wykorzystuje do wspierania biznesu. Wolne licencje są uważane przez Open Source za lepsze od zamkniętych, głównie ze względów praktycznych. Znane w tym środowisku hasła to “im więcej oczu śledzi kod, tym mniej groźne są błędy” oraz “niech zadecyduje kod”. Z drugiej strony ów “płaszczyk”, choć niesie zagrożenie podporządkowania wielu projektów biznesowi, to jednak przyczynia się do dostępności nowych technologii dla zwykłych użytkowników, na zasadzie wymiany: firmy wspierające Open Source dają wsparcie finansowe i technologiczne, w zamian oczekując wsparcia społeczności przy realizacji projektów. Właściwie współpraca z biznesem nie jest złamaniem reguł stworzonych przez Richarda Stallmana- twórcy Fundacji Wolnego Oprogramowania i jej prawnego manifestu, czyli licencji GNU GPL, która daje swobodę również komercyjnego zastosowania, a sam Stallman tłumaczy termin “free” jako “free as in freedom not as in free beer”4. Dopóki oprogramowanie Open Source publikowane jest na licencjach uznawanych przez Fundację Wolnego Oprogramowania za wolne, nie ma technicznej i prawnej różnicy pomiędzy oprogramowaniem wolnym i otwartym. Rzecz rozchodzi się o nazwy i, jak to określa Stallman, aspekty moralne- Open Source skupiając się na praktycznym zastosowaniu gubi po drodze wolność, a nawet może próbować działać przeciwko niej, zgadzając się na wykorzystywanie w szerokim zakresie zastosowań zamkniętych w otwartych projektach.

Dzięki działalności Open Source rozpowszechniane są co prawda ideały otwartości5, a pośrednio także wolności, z racji samego pochodzenia Otwartych Źródeł i jednoczesnej silnej aktywności Fundacji Wolnego Oprogramowania6 i jej zwolenników, przypominających, że istotna jest wolność, a nie tylko praktyczność kodu. Istotna jest również działalność Ruchu Wolnej Kultury, który w nazwie ma “wolność” a nie “otwartość”, chociaż działalnością głównych propagatorów ruchu, m.in. Creative Commons przypomina coraz częściej działania Open Source, skłaniając się ku praktycznemu zastosowaniu licencji CC, nawiązując współpracę nawet z takimi tępicielami wolnego przepływu wiedzy jak np. Microsoft. Jak wspomniałem, chodzi głównie o nazwy, ale nazwy są bardzo istotne, ponieważ ideologie, jakie się za nimi kryją, pozwalają lub nie na zdominowanie aktywności przez pragmatyczny, biznesowy i rzekłbym mechaniczny dyskurs (a takim posługuje się środowisko Open Source). Temat ten jest jednak zbyt szeroki, by rozwijać go w niniejszym tekście. Pobieżne wyjaśnienie go uważam jednak za sprawę kluczową, ze względu na częste stosowanie błędnych podziałów na linii- płatne- darmowe lub zamknięte-otwarte, z pominięciem aspektów wolnościowych. Sięgnięcie do programistycznych niuansów jest ważne, ponieważ pozwala lepiej zrozumieć, co dzieje się w dzisiejszej (medialnej) edukacji- dlaczego nie wystarczy praktyczne działanie, czyli kształcenie technicznych umiejętności, ale niezbędna jest ideologiczna7 i moralna podbudowa działań. Jeśli jej nie będzie, wychowanie ograniczy się do kształcenia umiejętności i na dobrą sprawę, rezygnując z przekazywania określonych wartości, przestanie być wychowaniem. Co oczywiście może oznaczać zastąpienie edukacyjnego, moralnego dyskursu, ukrytym dyskursem wychowawczym automatów, algorytmów i pochwałę praktycznego działania celem uzyskania doraźnego zysku.


2. Koniec statycznej sieci (?)

Współczesny internet jest płynny, nieustannie zmienny, nie tylko dzięki sieciowej architekturze, ale również dzięki płynności kodu, możliwości modyfikacji treści i nieustannie zmieniającym się sieciom społecznym. Ruch Wolnego Oprogramowania, Otwarte Źródła i Ruch Wolnej Kultury w dużej mierze przyczyniły się do dostępności technologii i wiedzy dla użytkowników internetu i do nowego, bardziej swobodnego i płynnego podejścia do treści, modyfikacji ich i ponownego wykorzystania. Niestety, płynność ta jest zagrożona mroźnym oddechem korporacyjnej żądzy zysków.

Dzisiejsza sieć, dzięki powstaniu nowych narzędzi, staje się coraz bardziej dynamiczna. Coraz więcej osób ma dostęp do internetu i nie wykorzystuje go jedynie w bierny sposób, ale zaczyna transmitować, produkować nowe idee i informacyjne produkty. Pojawia się coraz więcej platform, które umożliwiają swobodną wymianę w zakresie wytwarzanych dóbr- tekstów, filmów, zdjęć, dźwięków, a także oprogramowania. Sieć staje się miejscem nieustannej dyskusji, ścierania poglądów i wytwarzania nowych wartości. Nowe możliwości, nowa sieć oparta na nowych narzędziach jest często określana jako Web 2.0. Użytkownicy są traktowani jako współtwórcy różnego rodzaju serwisów, tworzonych z myślą o nich w myśl zasady przyświecającej Open Source “publikuj wcześnie i publikuj często”. Serwisy te funkcjonują niejednokrotnie w tzw. wersji Beta, czyli są ciągle nieukończone, nieustannie kształtowane i ulepszane właśnie dzięki pracy, a właściwie wykorzystywaniu ich przez zwykłych internautów.

Koniec statycznej sieci zaowocował również końcem zupełnie darmowej sieci. Komercjalizacja idei związanych z komputerami i siecią komputerową zaczęła się o wiele wcześniej, już od zamykania kodu oprogramowania i zaczęła opanowywać internet- płatne i własnościowe treści pojawiały się na ogromną skalę. Tak jak niegdyś blokowanie dostępu do kodu, tak dzisiaj komercjalizacja treści oraz coraz bardziej restrykcyjne i skuteczne egzekwowanie prawa autorskiego, zaowocowało sprzeciwem. Bunt ten opiera się na działalności Ruchu Wolnego Oprogramowania, szeroko rozumianym Ruchu Wolnej Kultury, którego najciekawsze przykłady to Creative Commons, Open Access, Open Course Ware, działalność Fundacji Wikimedia8 i infoanarchistów walczących z tzw. “prawem własności intelektualnej”9. Bunt ten nie musi być jednak oparty na przekonaniach jednostki, nie musi być nawet uświadomiony. Sama architektura, według Mitcha Kapora, jest polityką10. Zatem sieciowa infrastruktura i sieciowe, hipertekstowe połączenia automatycznie stoją w opozycji do zamknięcia, sztywnej hierarchii i ograniczania przepływu informacji.


3. Kultura edukacyjnego daru

Kultura edukacyjnego daru, to kultura, która kształtuje się na bazie sieciowej, otwartej architektury internetu, dzięki możliwościom zarówno odbioru jak i nadawania, przy użyciu narzędzi umożliwiających wymianę i współpracę, a także przy wsparciu ideologicznym różnorodnych instytucji i grup ludzi.

Według Ebena Moglena, jednego z głównych działaczy ruchu wolnego oprogramowania i współtwórcy m.in. licencji GNU GPL, pogłębia się, a jednocześnie uświadamiamy ją sobie coraz bardziej, przepaść pomiędzy rzeczywistymi możliwościami oferowanymi przez nowe media, a coraz mniejszymi możliwościami, które zmuszeni jesteśmy zaakceptować. Moglen nie traci jednak ducha i pisze, że pojawia się jednocześnie “nowy system dystrybucji, bazujący na kojarzeniu równych, bez hierarchicznej kontroli, który zastępuje zniewalający system dystrybucji muzyki, wideo i innych dóbr”11. Według niego od uniwersytetów, bibliotek i podobnych instytucji powinniśmy wymagać kompletnego, darmowego dostępu do wiedzy dla wszystkich ludzi. Moglen pisze dalej “powierzamy się rewolucji, która uwalnia ludzki umysł. Obalając system piractwa, własności idei, powołujemy do życia prawdziwe społeczeństwo, w którym swobodny rozwój każdego jest warunkiem swobodnego rozwoju wszystkich”12. Czy aby na pewno wszystkich? Według Wade'a Rousha, ludność krajów zachodnich zaczyna spędzać całe dnie w niewidzialnym polu informacyjnym, które jest wytworzone przez nasze cyfrowe urządzenia, jak laptopy, telefony komórkowe i odtwarzacze muzyczne, bezprzewodowe sieci połączeń komunikacyjnych, służących nam w podróży i dzięki internetowi i rosnącej liczbie sieciowych narzędzi służących wyszukiwaniu informacji, komunikacji międzyludzkiej i współpracy z innymi ludźmi. “Uzbrojony w nic więcej niż telefon komórkowy, nowoczesny mieszczuch może uzyskać odpowiedź na prawie każde pytanie, zlokalizować znajomych, przyjaciół i usługi; dołączyć do wirtualnych społeczności, które tworzą się i rozchodzą w mgnieniu oka wokół współdzielonej pracy i wspólnych zainteresowań; może również publikować bloga, zdjęcia, nagrania dźwiękowe i wideo nieograniczonej publiczności”13. Jednak nie wszystkich na świecie stać na korzystanie z nowych technologii. Dlatego pojawiają się inicjatywy, które mają na celu umożliwienia korzystania z nowoczesnych narzędzi. Przykładem może być laptop za 100$ przygotowywany pod kierunkiem Nicholasa Negroponte.


4. Podsumowanie

Czy w świecie równych głosów, wolności wypowiedzi i swobody współpracy, współtworzenia, szkoła powinna nadal opierać się na hierarchicznej organizacji, przekazywaniu wycinkowej wiedzy i ocenianiu zaangażowania i zasobności informacyjnej jednostek? Czy może mamy dawać jedynie podstawy wspólnej wiedzy, tworzyć bazę, punkt wyjścia do poszukiwań? A może mamy uczyć jak poszukiwać, wykorzystywać narzędzia i współpracować? A może szkoła nie jest już potrzebna, albo potraktować ją powinniśmy jako niezbędny przymus, taśmę produkującą bezwartościowe papierki bez pokrycia? W każdym razie nie powinniśmy się dziwić, jeśli dla młodych ludzi szkoła coraz rzadziej będzie synonimem edukacji, zwłaszcza dla tych, którzy korzystają już dziś z wolnych źródeł informacji i przyzwyczajeni są, jak w przypadku Wikipedii do nieustannych zmian, modyfikacji, do tego, że nic nie jest powiedziane raz na zawsze. A to właśnie świadomość nieustannej zmienności, możliwość, a raczej konieczność ciągłego ulepszania opublikowanych już treści, zgromadzonej wiedzy, najlepiej oddaje ducha “uczenia się bez końca” czy inaczej “uczenia się przez całe życie”.

Jeśli nie dokonamy wyboru i nie rozpoczniemy zmian, może się okazać, że szkoła jest tylko przymusem, obowiązkową kuźnią papierów bez pokrycia, a może przymusowym skansenem. A główną lekcją, jaką młodzi ludzie mogą ze szkoły wynieść jest wiedza o tym, jak nie warto działać i funkcjonować. Nasze społeczeństwo, chcemy tego czy nie, pod wpływem korzystania przez nas z sieci internetowej i coraz szerszego dostępu do mediów zaczyna się zmieniać. Jak będzie wyglądać, zależy głównie od nas. Jeśli jednak zaprzestaniemy krytycznej refleksji i działania na rzecz zmian, możemy ponownie obudzić się w świecie dwóch kontrolowanych kanałów telewizyjnych lub tysięcy pstrokatych programów, nasączonych łagodną i ciepłą papką bezwartościowych treści. Bo swoboda nadawania wartościowych informacji, możliwość współpracy i wolność tworzenia może zostać zablokowana przez zniesienie neutralności sieci, rozszerzanie i jeszcze bardziej skuteczne egzekwowanie prawa autorskiego i knebel w usta niepokornym obywatelom, polegający na współpracy gigantów medialnych i rządu, czego przykładem są choćby dzisiejsze Chiny.


Przypisy:


1Kelleher, K., (2006). All-access economy. Wired nr7

2 Castells, M. (2004). Galaktyka internetu. Rebis.

3 Zobacz np. film “Revolution OS”.

4 Wypowiedziane m.in. w filmie “Revolution OS” i wielu tekstach Stallmana.

5 Mówienie o otwartości nawiązującej jedynie do Otwartych Źródeł niesie niebezpieczeństwo mechanicznego jej traktowania i odwoływanie się do tak rozumianej otwartości to nic więcej niż praktycyzm, który może prowadzić do konformizmu.

6 Wiele dystrybucji GNU/ Linuksa korzysta zarówno z wolnego jak i otwartego oprogramowania- przykładem jest Ubuntu- a niejednokrotnie oprogramowanie Open Source i Free Software jest publikowane na identycznej licencji i określanie jednym lub drugim mianem zależy wyłącznie od optyki ideologicznej danej osoby. Mówi się również o FLOSS: Free/ Libre, Open Source Software- jest to zbiorcze określenie na oba typy oprogramowania.

7 Mówienie w Polsce o potrzebie ideologicznego kształtowania może zapewne budzić wstręt, jest jednak moim zdaniem niezbędnym warunkiem spójności każdej strategii edukacyjnej.

8 Wikimedia łączy wolną kulturę “pozaprogramistyczną” z ruchem wolnego oprogramowania poprzez zastosowanie licencji GNU FDL na publikowane treści, licencji GNU GPL na mechanizm Wikipedii i projektów pokrewnych oraz wykorzystywanie tylko wolnego oprogramowania.

9 Termin ten jest bardzo szeroki i nieprecyzyjny. Odnosi się do prawa autorskiego, patentowego i prawa znaków handlowych, które kształtowały się oddzielnie. Richard Stallman uważa to określenie za mylące i mające na celu propagandę własności informacji.

10 O'Reilly, T. What is web 2.0. Odebrane: 30.09.2005. z: www.oreillynet.com

11 Moglen, E. (2003). The dotCommunist Manifesto. Odebrane: 30.09.2005. z: www.emoglen.law.columbia.edu

12 tamże

13 Roush, W. (2005). Social Machines. Technology Review: sierpień.



Creative Commons License
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska. Czytaj dalej...

5

"własność intelektualna" a upadek liberalnego kapitalizmu

sobota, marca 31, 2007

Znowu zacząłem kupować "Dziennik". Znowu w soboty. Dla dodatku "Europa", który często przedstawia interesujące, intrygujące wypowiedzi i wywiady. Tym razem ciekawa dyskusja m.in. ze Slavojem Żiżkiem. Nie będę referował całości, skupię się na drobnym wycinku.

Otóż Żiżek wymienia kilka zwiastunów upadku liberalnego kapitalizmu. Skupię się na pierwszych trzech, bo tak naprawdę interesuje mnie dzisiaj "ten trzeci". Pierwszym jest ekologia, która jest jeszcze traktowana jako jeden z obszarów rynku i jest "zasysana" przez kapitalizm. Ale gdy tylko dojdzie do katastrofy większej niż ta w Czarnobylu (Żiżek mówi o "dziesięć razy większej"), system się załamie, bo nikomu nie będzie się opłacało podjąć zbyt dużego finansowego ryzyka uczestnictwa w redukcji skutków katastrofy. Drugim zwiastunem upadku są nowe formy segregacji i apartheidu. Przykładem niech będą powiększające się slumsy, które zamieszkiwane przez miliony osób zostały osierocone przez państwo, nie dające sobie rady na tych obszarach, nie mające rzeczywistego zwierzchnictwa. Slumsy są potencjalnie wybuchowym obszarem, z którym, według opinii Żiżka, liberalny kapitalizm nie jest w stanie sobie poradzić. Trzeci zwiastun to dominacja własności prywatnej. Żiżek nie jest jednak "paleolitycznym marksistą", co próbował zasugerować prowadzący debatę redaktor. Dlatego, że nie chodzi mu o własność materialną. Jak pisze Żiżek:

"Chcę tylko powiedzieć, że nastąpiło przesunięcie akcentów od posiadania przedmiotów materialnych do posiadania tak zwanej własności intelektualnej. Co to zmienia? Otóż gdybyśmy pozostawili sprawę jedynie wolnemu rynkowi, dochodziłoby do rozmaitych paradoksów: np. firmy, które opatentują fragmenty genomu, byłyby właścicielami formuły naszego ciała. Zresztą dysfunkcjonalność bezwarunkowej ochrony własności intelektualnej widać już dzisiaj: kiedy w USA wypuszcza się na rynek nowy produkt, koszt systemu ochrony przed skopiowaniem jest często wyższy niż koszt samego produktu".

Przytaczałem już kiedyś w HIPERbLOGu poglądy Żiżka dotyczące wirtualnej rewolucji. Rewolucji, która za pałac zimowy powinna uznać sferę wirtualnej rzeczywistości, a raczej globalną sieć komunikacyjną. Zatem walka z neoliberalizmem powinna się w dużej mierze toczyć w przestrzeni informacyjnej, w globalnej informacyjnej sieci. Z jednej strony musi to być publikacja krytycznych sądów na temat liberalnego kapitalizmu, głosów sprzeciwu i prowadzenie debaty na temat możliwych alternatyw (np. co po kapitalizmie?), skupianie różnorodnych zwolenników zmiany. Z drugiej powinna to być walka o uwolnienie informacji. Czyli infoanarchistyczna walka o "dostęp do sumy ludzkiej wiedzy", którą to wiedzę można również twórczo wykorzystywać. Wydaje mi się, że walcząc o informację, warto sięgnąć do hakerskich wartości, przykładów hakerskiej współpracy (jak np. GNU/ Linux). Oczywiście hakerzy inspirują mnóstwo projektów realizowanych w innych obszarach kultury niż oprogramowanie- przykładem jest choćby działalność Fundacji Wikimedia i rozprzestrzenianie dzięki sieci różnego rodzaju wolnych projektów i inicjatyw opartych o wolne licencje publikowania treści. Wiadomo, licencja licencji nierówna, ale jest to jednak pewna zmiana. Być może coraz większa wolność, otwartość, dostępność i oddolność, jaką obserwuje się w internecie, przeważy nad logiką zamknięcia, m.in. ze względu na lepsze dopasowanie swobodnej, sieciowej komunikacji i współpracy do otwartej, niehierarchicznej struktury hipertekstu i otwartej infrastruktury globalnej informacyjnej sieci. Zatem raz jeszcze: informacja chce być wolna! Niech niesie nas hakerskie hasło...

Zabawne jest to, że w dominujących mediach słowo haker stało się synonimem cyber-włamywacza, cyber-kryminalisty, a może nawet cyber-terrorysty, który walczy z systemem w domowym zaciszu przed ekranem komputera. Być może nie warto zaprzeczać pejoratywnemu zabarwieniu terminu i chętnie w tym znaczeniu go używać. Bo "terroryzm informacyjny", który nie jest absolutnie związany z przemocą, ale może raczej ze zmultiplikowaną, sieciową informacją (być może wykradzioną posiadaczom praw autorskich vide p2p), która dzięki sieci szybko się ropzrzestrzenia, jest jedną z sensownych strategii walki o przestrzeń informacyjną, która w obecnych zero-jedynkowych czasach stała się synonimem przestrzeni publicznej. Realną przestrzeń publiczną już zawłaszczono, ale w "nierealu" nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego, skopiowanego miliardy razy, słowa.

ps wojenna retoryka jest jak najbardziej wskazana, bo tylko dając odpór, a nie jedynie biernie opierając, można rzeczywiście dokonać jakiejkolwiek zmiany. Zwłaszcza, że wojenny język i strategiczne planowanie jest domeną neoliberalnego działania.

Tag:
Creative Commons License
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska. Czytaj dalej...

0

Slavoj Żiżek o rewolucji (wirtualnej)

wtorek, listopada 07, 2006

Wczoraj zakupiłem nową książkę Jacka Żakowskiego, w której spisane są jego rozmowy z najwybitniejszymi umysłami naszej epoki. Nie wiem dokładnie, jaki był klucz doboru rozmówców poza takim, że wywiady były publikowane w "Polityce" od 2004 do 2006 roku. Nie ma to dla mnie większego znaczenia, bo po książkę sięgnąłem kuszony pozytywnym odbiorem "Anty TINY" sprzed ponad roku.

"Koniec"- bo taki tytuł nosi nowa lektura- jest kontynuacją poprzedniej książki, ale stawia tezę jeszcze mocniejszą. Według Żakowskiego, a wnioskuje on zapewne na podstawie rozmów z "jajogłowymi" (sam ich tak określa), nasz świat zbliża się do końca, ale końca, który powinniśmy rozumieć niekoniecznie w rytm katastroficznych filmów wieńczących dwudziesty wiek, a jako koniec pewnej epoki, pewnych realiów, które jednak prowadzą do nowego początku. A początek daje nową nadzieję i nowe możliwości. Chyba zawsze tak było, że nowa epoka, nowe życie traktowane było przez ludzi optymistycznie, z uśmiechem, z nową energią, którą można przeznaczyć na budowę lepszego świata. Ale zanim zaczniemy budować- przestrzega m.in. Żiżek- powinniśmy dobrze się zastanowić, przemyśleć, bo być może już zbyt wiele zepsuliśmy bezrefleksyjnie. I jak Lenin w 1914 roku, który załamany światową sytuacją pojechał na wieś czytać Hegla, powinniśmy- mówi dalej Żiżek- poświęcić się porządnej refleksji, zacząć myśleć krytycznie i dopiero potem, po burzy intelektualnej rozpocząć konstrukcję.

Poniżej prezentuję Wam końcowy fragment rozmowy Żakowskiego z Żiżkiem. Fragment dotyczący rewolucji, która wcale nie musi odbyć się przy pomocy bomb, zmian rządu itp. Rewolucja naszych czasów powinna się odbyć w wirtualnym świecie, powinna być walką o nasze umysły, o demokratyczną sieć, a pałacem zimowym może być współcześnie zawartość głowy Billa Gatesa, którego można i myślę żę warto potraktować jako symbol pewnego skostnienia, narzucania nam starego sposobu myślenia w epoce nowych mediów. A jak pisał niegdyś Bendyk nie ma nic dziwnego w tym, że w informatycznej epoce właśnie teksty informatyczne pełnią rolę tekstów rewolucyjnych.

Nie ukrywam, że z Żiżkiem się zgadzam, ale to tylko moja interpretacja, bo wypowiedź z Gatesem można zapewne zrozumieć na wiele sposobów. Cóż, ja wybieram wariant radykalny, w myśl słów samego Żiżka, który uważa, że radykalne formułowanie poglądów zmusza rozmówcę do reakcji, do zajęcia stanowiska. I to również różni mnie od tych, którzy już na wstępie jakichkolwiek negocjacji lub wyrażania poglądów zajmują stanowisko kompromisowe, rozmyte i na dobrą sprawę nie prowadzące do budujących wniosków. Rozpisałem się, zatem poczytajcie, co myślą mądrzejsi ode mnie:

"Żakowski: (...) może więc optymistyczna pointa jest taka, że rewolucja czai się u bram i pewnie tam pozostanie?

Żiżek: Może. Ale ja mam bardziej naiwną nadzieję. Może zmienimy naturę rewolucji. Bo jak miałaby dziś wyglądać rewolucja? Gdzie jest Pałac Zimowy? W głowie Billa Gatesa? Może w internetowej sieci, którą rewolucja musiałaby przejąć? Chyba już nie ma sensu snucie po kątach tych wszystkich starych spisków z planami zamachu stanu, szturmami, bombami. Musimy być otwarci. Ta rewolucja musi się dokonać w symbolicznej przestrzeni wirtualnej. Kto przejmie kontrolę nad wirtualną przestrzenią, nie będzie musiał zdobywać pałaców, koszar ani nawet mandatów w parlamencie. Wystarczy wygrać walkę o wyobraźnię ludzi i zdobyć ich umysły. Za 10-15 lat, kiedy wybuchnie cały ten wielki kryzys, który dziś zapowiada wojna z terroryzmem, napięcie z Chinami, pękanie Zachodu, erupcja świata slumsów, będziemy musieli sięgnąć po wyniki refleksji, której wciąż jest zbyt mało. Od tego, co zdążymy wymyślić, będzie zależała przyszłość. Bo przecież żaden porządek świata nigdy nie trwał wiecznie. Nasz ład też nie jest wieczny. Trzeba wymyślić nowy."

Tag: , ,
Creative Commons License
Ten wpis jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 2.0 Poland. Czytaj dalej...

6

Nowe indywidualne mass-media (Mass Self Communication)

czwartek, września 14, 2006

W najnowszym numerze "Le Monde Diplomatique" pojawił się artykuł Manuela Castellsa "Indywidualne Mass Media". Autor zwraca w nim uwagę na to, że media, kiedyś subiektywne, będące organami partii politycznych (np. w przypadku gazet) i poddawane różnorodnym naciskom, tylko na jakiś czas odeszły od jednostronności. Brak obiektywizmu był przez krótki okres postrzegany jako coś złego, ale te czasy minęły bezpowrotnie. Media głównego nurtu nie ukrywają poglądów swoich właścicieli, do głoszenia których zmuszeni są zatrudnieni dziennikarze lub na własną rękę podporządkowują się poglądom dominującej partii politycznej (czego przykładem może być opisana w poprzednim wpisie sprawa alternatywnych bilbordów IV RP). Przykładem ideologicznie zaangażowanego medium może być neokonserwatywna na wskroś stacja Murdocha- Fox News, która zdobyła konserwatywnych widzów w USA popierając wojnę w Iraku. Przykładów na pewno znalazłoby się więcej. Poza tym media mają tę właściwość, że mogą dobierać przedstawiane fakty, regulować dostęp określonych opcji politycznych do masowego odbiorcy. Zatem, jak pisze Castells, żeby pojawić się w mediach, należy zacząć mówić językiem mediów, swoistym żargonem, osobnym dialektem. Przestaje być również istotna kwestia poglądów, ponieważ całość zostaje sprowadzona do najprostszych i najsilniejszych przekazów medialnych- obrazów, a według Castellsa najprostszym przekazem obrazu jest twarz. Mamy więc do czynienia ze sporem jednostek, których poglądy przestają być ważne, bo zagłosujemy na zasadzie lubię- nie lubię, a stacja telewizyjna odpowiednio podpowie nam, kogo lubimy, mając możliwość swobodnego doboru komunikatów i kształtowania kontekstu, w którym pojawi się np. polityk (vide Telewizja Trwam, ale i TVN 24 itp.).

I tu pojawia się miejsce na mass self communication. Jak pisze Castells: "Ponad miliard ludzi na świecie korzysta z sieci, a prawie dwa miliardy z telefonów komórkowych. Dwie trzecie mieszkańców Ziemi może komunikować się dzięki komórkom, także w tych miejscach, w których nie ma elektryczności ani linii telefonów stacjonarnych. Eksplozja nowych form komunikacji nastąpiła błyskawicznie. Ludzie wprowadzili swoje własne systemy: SMS-y, blogi, skype’a. P2P, czyli Peer-to-Peer [2], umożliwia natomiast przekazywanie wszelkich danych cyfrowych". Dzięki nowym narzędziom, które pozwalają nam na swobodną komunikację na globalną skalę możemy wywierać presję na polityków, publikować swoje krytyczne głosy i nareszcie mieć poczucie, że media to my. Przykłady społecznych zrywów koordynowanych i rozprzestrzeniających się dzięki nowym technologiom opisuje Howard Rheingold w "Smart Mobs". Castells jako przykłady dorzuca komunikowanie alterglobalistów, którzy dzięki sieci Indymedia i innym kanałom komunikacyjnym mogli pojawić się w mediach głównego nurtu, dorzuca także manifestacje Hiszpanów po zamachach w Madrycie, co skutecznie zmieniło rząd i politykę państwa w stosunku do Iraku. Przykładem może być także Ukraina i zamieszki w Paryżu. Nareszcie mamy możliwość działać politycznie poza głównym nurtem, poza serwowanymi nam jedynymi możliwościami. Możemy wyrażać głos sprzeciwu, konstruować własne próby rozwiązania problemów, bez potrzeby zapisywania się do akceptowanych i zapraszanych do telewizyjnych programów partii politycznych. Możemy również lepiej organizować własne działania i podejmować prawdziwe, żywe dyskusje wbrew sztywnym schematom, do których próbowano i próbuje się nas przyzwyczaić.

Dzięki nowym mediom i nowym kanałom komunikacyjnym rodzi się prawdziwe społeczeństwo obywatelskie, o którym z fascynacją pisałem kiedyś rzucając hasło blogalizacja (przez niektórych wyśmiane), mające być odwróceniem globalizacji negatywnej opisywanej przez Baumana. Mass Self Communication jest terminem szerszym, pełniejszym i jaśniej tłumaczącym nowe możliwości. Żeby dosadniej zakończyć, posłużę się słowami samego Castellsa:

"W czasach, gdy formalna, sztywna demokracja znalazła się w poważnym kryzysie, gdy obywatele stracili wiarę w demokratyczne instytucje, to, co rozgrywa się przed naszymi oczyma wraz z eksplozją Mass Self Communication, wydaje się narodzinami nowych form politycznych. Choć za wcześnie jeszcze mówić, jak będą one wyglądać, jednego możemy być pewni: na polu komunikacji rozegra się walka, która objawi nową różnorodność technologicznych środków. W gruncie rzeczy jest to ta sama walka od zarania ludzkości. Od zawsze stawką w niej było uwolnienie naszych umysłów".

Tag: , ,
Creative Commons License
Ten wpis jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 2.0 Poland. Czytaj dalej...