Łącze do skomentowanego przez Ekhila tekstu, gdzie można znaleźć również Jego komentarz.
Najpierw odnośnie darmowości- działalność na rzecz darmowego dostępu do wszelkich "produktów" kultury nie oznacza tego samego, co walka o wolność. Wolne oprogramowanie nie musi być darmowe, co w przypadku produktów dla użytkowników indywidualnych zdarza się rzadko, a nawet jeśli trzeba zapłacić, są to kwoty niższe niż za oprogramowanie własnościowe. Często płacimy tylko za nośnik. Z kolei walka o darmowe oprogramowanie to walka o freeware- czyli na dobrą sprawę chcemy dostać coś za darmo, a dalej nie mamy prawa wiedzieć jak taki program działa i nie mamy prawa go ulepszać, a także niekoniecznie musimy mieć prawo do jego rozpowszechniania.
Druga sprawa- cyfrowe wykluczenie i Windows. Oczywiście, możesz mieć w domu taki system operacyjny, jaki sobie wymarzysz. To Twoja sprawa, ale powinienieś mieć również świadomość, że korzystając z produktów M$, być może nie przyczyniasz się do cyfrowego wykluczenia bezpośrednio, ale wspierasz pewien zamknięty sposób produkcji oprogramowania oraz sposób dystrybucji. Krótko mówiąc, zgadzasz się na to, że nie masz żadnych praw do oprogramowania, że pożyczenie oprogramowania koledze jest takim samym przestępstwem jak kradzież samochodu, a także, że można ograniczać dostęp do wiedzy w ogóle i do wiedzy na temat funkcjonowania oprogramowania i że za wartościową wiedzę trzeba płacić, nawet gdy Cię na to nie stać. W przypadku Windows nigdy nie możesz być również pewnym, co właśnie robi Twój OS.
Wiem, że sprawa jest złożona i nie skreślam absoutnie ludzi korzystających z Windows. Sam przesiadałem się stopniowo, korzystająć z dwóch systemów. I tu zgadzam się, że niezbędna jest edukacja. Ale nie edukacja polegająca na obsługiwaniu różnych systemów. Edukacja, która będzie zwracać uwagę na sposób produkcji oprogramowania, wyjaśniająca co możesz zrobić z danym typem oprogramowania, dlaczego nie możesz tego samego robić z GNU/ Linuksem i z Windows. Edukacja skupiona nie tylko na praktycznym wykorzystaniu oprogramowania i swobodzie wyboru pomiędzy programami- co mi wygodniej, ale przede wszystkim oparta na uświadamianiu, co służy społeczeństwu, rozwojowi, a co rozwój ogranicza. Dalej- edukacja, która kierowana jest przez ludzi świadomych, instalujących w szkolnych pracowniach wolne oprogramowanie, które można uzyskać darmowo, a także swobodnie konfigurować, rozdawać za darmo uczniom, żeby w domu mogli korzystać z tego samego oprogramowania co w szkole. Obecnie jest to utrudnione- jeśli podczas zajęć uczą Cię obsługi programu Power Point, Word, Front Page, w dodatku w oparciu o najnowszą wersję M$ Office, to prawdopodobnie w domu skorzystasz z pirackiej wersji, bo na legalną Cię nie stać. Uczymy zatem kombinowania i tego, że szkoła nie pomaga uczniom, radźcie sobie sami. Dlaczego szkoły powinny używać wyłącznie wolnego oprogramowania, wyjaśnia Richard Stallman.
Można to uznać za objaw zakłamania, ale w tej chwili mam jeszcze Windows na dysku, na szczęście tylko jako drugi system komputera stacjonarnego, ponieważ zanim przesiadłem sie na GNU/ Linuksa, kupiłem drukarkę. A do niej nie ma sterowników pozwalających na korzystanie pod GNU/ Linux. Wyzwalanie się nie jest proste i jest procesem stopniowym, który może, a nawet powinien zacząć się od instalacji wolnych programów na Windows- to pozwala przyzwyczaić się do innych programów i ułatwić przesiadkę. Jednak na dłuższą metę, tworzenie oprogramowania wolnego na zamknięte systemy operacyjne skutkuje pewnym wymieszaniem. Skoro można korzystać z wolnych programów pod Windows, można korzystać z zamkniętych pod GNU/ Linux i na dobrą sprawę wolność oprogramowania przestaje mieć znaczenie, liczy się tylko drobny bunt przeciwko monopoliście i wszystko sprowadza się do otwartości. Otwartości, która jest lepsza, bo pozwala na tworzenie lepszego oprogramowania pod względem praktycznym, a nie dlatego, że pozwala uwolnić się od pewnych ograniczeń. I taka właśnie jest filozofia Open Source. Ciekawe artykuły na temat ryzyka "miksowania" oprogramowania wolnego i zamkniętego, a także tworzenia różnego typu oprogramowania na różne systemy można za darmo przeczytać w "Free Software Magazine", zwłaszcza numerze trzecim i czwartym, jeśli dobrze pamiętam.
W walce o dostęp do wiedzy kompromisy powinny być jak najrzadsze. Na dobrą sprawę nie widać oznak szkodliwości Windows- nie stać Cię, znajdziesz piracką kopię. Czy przez korzystanie z Windows komuś dzieje się coś złego? Tyle że działa to na identycznej zasadzie jak np. dbałość o ochronę środowiska- kogo obchodzi, jaką w domu mam lodówkę- czy jest to lodówka z lat '70, która szkodzi powłoce ozonowej, kogo obchodzi, czy mam samochód, który spala dwadzieścia litrów benzyny na 100km itp. Niestety, pewne "drobiazgi" mają kluczowe znaczenie i powinny być rozpatrywane w dłuższej perspektywie. Bo zgoda na wybór Windows oznacza zgodę na wydłużanie w nieskończoność prawa autorskiego, co skutkuje tym, że Ty nie możesz korzystać z dóbr kultury, a korporacje mogą, coraz większą kontrolę nad użytkownikami programów, bo trzeba będzie sprawdzić, czy masz prawo korzystać z oprogramowania albo np. cyfrowych zbiorów bibliotecznych. Czarną, ale możliwą do spełnienia wizję prezentuje Stallman w "Prawie do czytania", którego lekturę serdecznie polecam.
Najpierw odnośnie darmowości- działalność na rzecz darmowego dostępu do wszelkich "produktów" kultury nie oznacza tego samego, co walka o wolność. Wolne oprogramowanie nie musi być darmowe, co w przypadku produktów dla użytkowników indywidualnych zdarza się rzadko, a nawet jeśli trzeba zapłacić, są to kwoty niższe niż za oprogramowanie własnościowe. Często płacimy tylko za nośnik. Z kolei walka o darmowe oprogramowanie to walka o freeware- czyli na dobrą sprawę chcemy dostać coś za darmo, a dalej nie mamy prawa wiedzieć jak taki program działa i nie mamy prawa go ulepszać, a także niekoniecznie musimy mieć prawo do jego rozpowszechniania.
Druga sprawa- cyfrowe wykluczenie i Windows. Oczywiście, możesz mieć w domu taki system operacyjny, jaki sobie wymarzysz. To Twoja sprawa, ale powinienieś mieć również świadomość, że korzystając z produktów M$, być może nie przyczyniasz się do cyfrowego wykluczenia bezpośrednio, ale wspierasz pewien zamknięty sposób produkcji oprogramowania oraz sposób dystrybucji. Krótko mówiąc, zgadzasz się na to, że nie masz żadnych praw do oprogramowania, że pożyczenie oprogramowania koledze jest takim samym przestępstwem jak kradzież samochodu, a także, że można ograniczać dostęp do wiedzy w ogóle i do wiedzy na temat funkcjonowania oprogramowania i że za wartościową wiedzę trzeba płacić, nawet gdy Cię na to nie stać. W przypadku Windows nigdy nie możesz być również pewnym, co właśnie robi Twój OS.
Wiem, że sprawa jest złożona i nie skreślam absoutnie ludzi korzystających z Windows. Sam przesiadałem się stopniowo, korzystająć z dwóch systemów. I tu zgadzam się, że niezbędna jest edukacja. Ale nie edukacja polegająca na obsługiwaniu różnych systemów. Edukacja, która będzie zwracać uwagę na sposób produkcji oprogramowania, wyjaśniająca co możesz zrobić z danym typem oprogramowania, dlaczego nie możesz tego samego robić z GNU/ Linuksem i z Windows. Edukacja skupiona nie tylko na praktycznym wykorzystaniu oprogramowania i swobodzie wyboru pomiędzy programami- co mi wygodniej, ale przede wszystkim oparta na uświadamianiu, co służy społeczeństwu, rozwojowi, a co rozwój ogranicza. Dalej- edukacja, która kierowana jest przez ludzi świadomych, instalujących w szkolnych pracowniach wolne oprogramowanie, które można uzyskać darmowo, a także swobodnie konfigurować, rozdawać za darmo uczniom, żeby w domu mogli korzystać z tego samego oprogramowania co w szkole. Obecnie jest to utrudnione- jeśli podczas zajęć uczą Cię obsługi programu Power Point, Word, Front Page, w dodatku w oparciu o najnowszą wersję M$ Office, to prawdopodobnie w domu skorzystasz z pirackiej wersji, bo na legalną Cię nie stać. Uczymy zatem kombinowania i tego, że szkoła nie pomaga uczniom, radźcie sobie sami. Dlaczego szkoły powinny używać wyłącznie wolnego oprogramowania, wyjaśnia Richard Stallman.
Można to uznać za objaw zakłamania, ale w tej chwili mam jeszcze Windows na dysku, na szczęście tylko jako drugi system komputera stacjonarnego, ponieważ zanim przesiadłem sie na GNU/ Linuksa, kupiłem drukarkę. A do niej nie ma sterowników pozwalających na korzystanie pod GNU/ Linux. Wyzwalanie się nie jest proste i jest procesem stopniowym, który może, a nawet powinien zacząć się od instalacji wolnych programów na Windows- to pozwala przyzwyczaić się do innych programów i ułatwić przesiadkę. Jednak na dłuższą metę, tworzenie oprogramowania wolnego na zamknięte systemy operacyjne skutkuje pewnym wymieszaniem. Skoro można korzystać z wolnych programów pod Windows, można korzystać z zamkniętych pod GNU/ Linux i na dobrą sprawę wolność oprogramowania przestaje mieć znaczenie, liczy się tylko drobny bunt przeciwko monopoliście i wszystko sprowadza się do otwartości. Otwartości, która jest lepsza, bo pozwala na tworzenie lepszego oprogramowania pod względem praktycznym, a nie dlatego, że pozwala uwolnić się od pewnych ograniczeń. I taka właśnie jest filozofia Open Source. Ciekawe artykuły na temat ryzyka "miksowania" oprogramowania wolnego i zamkniętego, a także tworzenia różnego typu oprogramowania na różne systemy można za darmo przeczytać w "Free Software Magazine", zwłaszcza numerze trzecim i czwartym, jeśli dobrze pamiętam.
W walce o dostęp do wiedzy kompromisy powinny być jak najrzadsze. Na dobrą sprawę nie widać oznak szkodliwości Windows- nie stać Cię, znajdziesz piracką kopię. Czy przez korzystanie z Windows komuś dzieje się coś złego? Tyle że działa to na identycznej zasadzie jak np. dbałość o ochronę środowiska- kogo obchodzi, jaką w domu mam lodówkę- czy jest to lodówka z lat '70, która szkodzi powłoce ozonowej, kogo obchodzi, czy mam samochód, który spala dwadzieścia litrów benzyny na 100km itp. Niestety, pewne "drobiazgi" mają kluczowe znaczenie i powinny być rozpatrywane w dłuższej perspektywie. Bo zgoda na wybór Windows oznacza zgodę na wydłużanie w nieskończoność prawa autorskiego, co skutkuje tym, że Ty nie możesz korzystać z dóbr kultury, a korporacje mogą, coraz większą kontrolę nad użytkownikami programów, bo trzeba będzie sprawdzić, czy masz prawo korzystać z oprogramowania albo np. cyfrowych zbiorów bibliotecznych. Czarną, ale możliwą do spełnienia wizję prezentuje Stallman w "Prawie do czytania", którego lekturę serdecznie polecam.
Tag: wolność
Ten wpis jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 2.0 Poland.
3 Responses to "Odpowiedź na komentarz Ekhila odnośnie M$ i cyfrowego wykluczenia"
Jeżeli chodzi o wolne i darmowe oprogramowanie, to trochę zamieszałem w moim komentarzu. Z wolnym oprogramowanie wiąże się jednak taki mały subtelny problem - jakie znaczenie dla zwykłego użytkownika ma fakt, że używa wolnego oprogramowania? Wydaje mi się, że dla wielu nie znaczy to nic, lub mało. Głównie dlatego, że nie będąc programistami nie będą interesowały ich kody źródłowe oprogramowania, usprawnianie go etc. To oczywiście można zmienić poprzez edukację.
Przyszła mi teraz taka myśl do głowy: czy permanentny stan beta w jakim znajduje się wiele serwisów (tak zwanych web 2.0) może przyczynić się do zmiany świadomości użytkowników dot. oprogramowania opensource? Wydaje mi się, że tak. Jest tylko jeden warunek, ludzie muszą mieć świadomość tego, że zgłaszane przez ich propozycje, błędy itp. są usuwane, naprawiane etc. Krótko: jeżeli nie potrafię pisać programów, to wiem komu mogę zgłosić moje propozycje i wiem, że zostaną one rozpatrzone. Dla mnie świetnym przykładem jest serwis http://wikidot.com - jego autor Michał Frąckowiak, słucha uwag, propozycji i je wprowadza. Oczywiście nie wszystko na raz, ale z jego strony jest odzew i zmiany zawsze widać. Jako użytkownik serwisu mogę więc przyczyniać się do jego rozwoju.
Oczywiście w przypadku serwisów internetowych problem w zdecydowanej większości polega na tym, że "kod" serwisu nie jest udostępniane.
Odnośnie drugiej sprawy - teraz Cię lepiej zrozumiałem i w zasadzie się zgadzam, z jednym małym ale - czy jeżeli jesteś zwykłym użytkownikiem linuxa, nie znasz się na programowaniu, to czy będziesz wiedział co robi Twój OS?
Jeżeli chodzi o edukację to chodziło mi właśnie o to, o czym piszesz (może nie najlepiej to wyraziłem). Niestety (przynajmniej za moich czasów) w szkole średniej rządziły systemy ze stajni MS. Ja również jestem za tym by nauczyciele pokazywali, że istnieje coś innego niż Windows.
Hmm, to co napisałeś w ostanim akapicie, dało mi dużo do myślenia. Jednym z powodów dla którego nie korzystam z linuxa, jest to, że mój skaner nie posiada sterowników pod linux (brak jest również steroników open-source). Zrezygnowałem więc z linuxa, a tym samym właśnie robię coś o czym piszesz: wyrażam zgodę na to, by rządził mną producent sprzętu (w tym wypadku). Jeżeli rezygnuję np. z Firefoxa na rzecz IE, bo ten pierwszy nie pozwala mi na zakup muzyki w internetowych sklepach muzycznych, to również zrzekam się części moich praw...
Rzeczywiście, dla tzw. "zwykłego użytkownika" korzystanie z wolnego oprogramowania nic nie znaczy, a nawet może kojarzyć się z oprogramowaniem powolnym (z racji błędnej interpretacji nazwy) lub jak to bywało w krajach anglojęzycznych, z darmowym (free-dwuznaczne słowo), a przez to może i gorszym oprogramowaniem. Korzyść może być związana z częstą aktualizacją oprogramowania, darmowym (w większości przypadków) otrzymaniem programów i możliwości modyfikowania- jeśli nie samodzielnie, to przy pomocy innych osób. Można przecież zgłaszać pomysły znajomym informatykom lub na forach albo stronach projektów.
Co do serwisów web 2.0- być może jest tu podobnie jak w przypadku wolnego oprogramowania- każdy może zgłosić poprawkę, pomysł itp., ale nie wszystkie mogą zostać zauważone lub uznane za warte uwagi przez opiekunów projektu. Cóż, w przypadku wolnego oprogramowania można zawsze stworzyć swoją wersję programu, np. tylko na swój lub znajomych użytek. W przypadku web 2.0 nie miałoby to podobnego sensu- bo po co mi serwis, gdzie tylko ja dodawałbym treści, a całe web 2.0 opiera się na społeczeności i wymianie mięðzyludzkiej. A wikidot mi się podoba, założyłem już konto i jeśli się nie mylę masz jakiś udział w rozwoju, prawda?
Co do tego, czy będę wiedział, co robi mój wolny OS- na pewno mam szansę się tego dowiedzieć, ponieważ dzięki dostępności kodu jasne są wszystkie procesy podejmowane przez oprogramowanie. Ja tego sam nie sprawdzę, ale mogę zapytać innych użytkowników, przeczytać w dokumentacji itp.
Co do Twojego skanera, mojej drukarki itp.- właśnie z tych powodów warto mówić o wolnym oprogramowaniu i je promować, namawiać producentów do zauważenia, że nie istnieje tylko Windows i Mac. Na szczęście coraz więcej sprzętu ma na kartonach w sklepach znaczek pingwina. A zrzekać się swoich praw powinniśmy jak najrzadziej. Chociaż zdaję sobie sprawę, że wygodniej jest być konformistą i dopasować się do dominującej większości.
Odnośnie Web2.0 - zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie serwisy internetowe są/będą "open source", ale pewne systemy blogowe, wiki etc. są - nic nie szkodzi aby samemu stworzyć nową Wikipedię - tylko czy będzie to miało sens? Wracając jednak do tego, o co mi chodziło z web2.0 - twórcy "open source" powinni (moim zdaniem) bardziej uwidocznić te elementy, które odpowiadają za komunikację z nimi, czyli: możliwość zgłaszania błędów, propozycji etc. i usprawnić cały proces. Przykład: w Firefox 2.0 czegoś takiego nie ma, OpenOffice 2.0.3 również tego nie posiada (piszę o wersjach pod Windows).
Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie uwagi zostaną zrealizowane, ale moim zdaniem w dużym stopniu mogłoby włączyć w ruch open-source dużą liczbę osób, które nie są programistami, ale zwykłymi użytkownikami.
Zdaję sobie sprawę, że jest coraz więcej sprzętu działającego bez problemu pod linuxem. Co do konformizmu to zgadzam się z Tobą - jest on wygodny, niestety czasami jesteśmy zmuszani (praca, szkoła itp.) do korzystania z "jedynie słusznego" oprogramowania. No cóż, pozostaje edukować i przekonywać i patrzeć jak kropla drąży kamień.
Prześlij komentarz